Aleksandra Borowiec "Gwiazda szeryfa"

Pierwsze powojenne miesiące. Do Olsztynka na Mazurach przybywa Stefan Malewski służący w szeregach Milicji Obywatelskiej. Rzeczywistość, jaką zastaje, to bandy, Wehrmacht, panoszący się wszędzie Sowieci. A jakby i tego było mało, to jeszcze... makabrycznie okaleczone zwłoki, porzucone w lesie w pobliżu miasteczka. Można by je uznać za dzieło dzikich zwierząt, gdyby nie to, że po miesiącu zostaje znalezione następne, identycznie okaleczone ciało.
Cały Olsztynek jest jak jedna beczka prochu, wystarczy iskra, by podpalić lont. Panika może wybuchnąć w każdej chwili. Trzeba jak najszybciej znaleźć winnego. Kto mógł dopuścić się takiej zbrodni? Hitlerowcy? Rosjanie? A może to dzieło szaleńca? Milicja rozpoczyna śledztwo, a raczej rozpoczyna je sam Malewski, który jako jedyny dąży do poznania prawdy.
Samotny szeryf rusza zatem na łowy. Nie ma jednak pojęcia, jak trudne zadanie go czeka. Jego współpracownicy ukrywają przed nim więcej, niż mogłoby się wydawać. W mazurskich lasach na dobre zalęgły się siły, na które pistolet, nóż i gołe pięści to stanowczo zbyt mało...
Sięgając po tę książkę, miałam nieco obaw. Powojenne czasy to nie do końca mój konik, nieczęsto sięgam po powieści, których akcja wtedy się rozgrywa. Poza tym nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po autorce. To debiut literacki. Ale mogę Wam powiedzieć, że jeden z lepszych, jakie kiedykolwiek czytałam.

Ta historia jest dopieszczona w każdym, najmniejszym nawet szczególe. Nie potrafię znaleźć choćby jednej rzeczy, do której bym się mogła przyczepić i nie mam zamiaru szukać na siłę. Aleksandra Borowiec przeniosła mnie w miejscu i czasie. Oderwała na chwilę od tej cholernie trudnej rzeczywistości. Znalazłam się w miejscu, gdzie niemal czułam oddech zła na karku. W trakcie czytania nie potrafiłam pozbyć się uczucia niepokoju. Nie wiedziałam, co na mnie czeka.

Bohaterów kupuje się z całym dobrem inwentarza. Wierzy się w nich, odczuwa ich emocje, nie są czytelnikowi obojętni. Jak ja nienawidziłam matki głównego bohatera... W łyżce wody bym ją utopiła. Do niego zaś musiałam się przekonać, nie od początku wzbudzał we mnie pozytywne uczucia. Potem też bywało różnie

Nie umiem określić gatunku, do jakiego należy ta powieść. Autorka postawiła na miks gatunków. Ruch dość śmiały, ale uważam, że udało jej się wykorzystać potencjał każdego z nich. W dodatku oczarowała mnie swoją dbałością o szczegóły. Widać, że włożyła sporo pracy w napisanie tej książki. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jest obszerna, ale czyta się ją błyskawicznie. Trzymam kciuki za Aleksandrę Borowiec. Uważam, że może zamieszać na naszym rynku wydawniczym.

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka