Andrew Caldecott "Miasteczko Rotherweird"

Rok 1558: Dwanaścioro dzieci o talentach niewiarygodnych jak na ich wiek zostaje wygnanych przez angielską królową do miasta Rotherweird. Niektórzy uważają je za wyjątkowe, inni za pomiot szatana. Jednak wszyscy zgodnie uznają, że trzeba je traktować z respektem i… obawą.
Czterysta pięćdziesiąt lat później miasto nadal żyje, odizolowane od reszty Anglii od czasów Elżbiety I, wciąż rządzone historycznym prawem, niezależne, ale zobowiązane do przestrzegania jednego dziwnego warunku: absolutnie nikomu nie wolno badać miasta i jego przeszłości.
I wtedy do miasta przybywa dwóch ciekawskich gości z zewnątrz: Jonah Oblong, który ma uczyć historii współczesnej w miejscowej szkole oraz złowrogi miliarder sir Veronal Slickstone, któremu udało się zdobyć pozwolenie na odnowienie zrujnowanego miejskiego pałacu. Chociaż kierowani całkowicie różnymi motywami, Slickstone i Oblong starają się połączyć przeszłość z teraźniejszością, aż w końcu razem ze swoimi sojusznikami zaczynają wyścig z czasem – oraz ze sobą nawzajem. Konsekwencje będą śmiertelne i zapowiadają apokalipsę…

Powieść kryminalna, historyczna i przygodowa w jednym, a do tego wyjątkowo zabawna w typowo brytyjski sposób… Uroczy Harry Potter dla dorosłych!”. – „Sunday Independent”

Nie samym kryminałem człowiek żyje, trzeba od czasu do czasu sięgnąć po inny gatunek. Tym razem padło na fantastykę. Opis książki mnie zaintrygował i liczyłam na to, że lektura książki mnie pochłonie. Intrygował mnie zwłaszcza motyw odciętego od wszystkiego miasteczka i tajemnicy, które skrywało.

To miał być Harry Potter dla dorosłych, ale czy faktycznie tak było? No nie do końca. Oj, nie wchodziła mi łatwo ta książka. Miałam do niej kilka podejść i trudno mi powiedzieć, co właściwie myślę na jej temat. 

Jednego tej powieści nie można odmówić - klimatu. Czuć unoszącą się w powietrzu tajemnicę, ale na tym moje zachwyty raczej się skończą. Miejcie na uwadze jedną rzecz, czytając moją recenzję - nieczęsto sięgam po tego typu powieści, trudno mi się w nie wgryźć, więc nie skreślajcie tej powieści tylko dlatego, że ja nad nią kręcę nosem.

Trochę mnie ta książka wymęczyła. Z jednej strony dzieje się dużo, więc nie można narzekać na nudę. Z drugiej jednak - mam wrażenie, że dzieje się aż za dużo. Momentami trudno mi było się połapać, co się właściwie dzieje. Trochę mnie przytłoczyła fabuła. O bohaterów mnie nawet nie pytajcie, większość zlewała mi się w całość. A i niespecjalnie się pośmiałam. Zdecydowanie książka dotarła do mnie w złym momencie. Może gdyby w moim życiu nie działo się tyle niespecjalnie dobrych rzeczy, ta książka bardziej by mi przypadła do gustu.

Reasumując, ja niestety odbiłam się od tej powieści. Za dużo było dla mnie wszystkiego. Mam wrażenie, że w pewnym momencie autor nie do końca przemyślał, co chce napisać i wrzucał wszystko, co tylko mógł do książki. A szkoda. Potencjał był. Moim zdaniem niestety został pogrzebany.

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka