Stare, brzydkie gospodarstwo odziedziczone po teściach, zagubione w lesie gdzieś między Bożą Wolą a Sumieniem. Marcin Bieńczuk nie ma pracy i pogrąża się w depresji, woli jednak epatować chłodem niż okazać bezsilność. Ani to, ani przesłuchanie w sprawie zabójstwa młodej kobiety nie pomagają rozwiązać jego małżeńskich problemów, a sekrety i nieporozumienia piętrzą się jak usterki w wiekowym domu.
Już kilka razy usunęłam to, co napisałam na temat tej książki. Mam po lekturze taki mętlik w głowie, że nie do końca potrafię poukładać swoje myśli.
Renata i Marcin kiedyś się kochali. Dziś, chociaż w świetle prawa są małżeństwem, są bardziej współlokatorami niż mężem i żoną. Ich miłość umierała po cichu, przytłoczona ciszą, niezagojonymi ranami z przeszłości. Sprawa komplikuje się, gdy muszą wziąć udział w przesłuchaniu dotyczącym sprawy zabójstwa młodej kobiety. Co stało się z Julią?
Ta powieść to psychologiczny obraz rodziny, która jest nią tylko na papierze. Widzimy, jak związek Renaty i Marcina po cichu umiera, choć oboje starają się zachować pozory. Jednak żadne z nich nie mówi otwarcie tego, co czuje. Wiele jest takich par. Pewnie nawet znacie takie.
Renata od samego początku wzbudzała moją niechęć. Była dla mnie szemranym człowiekiem i zastanawiałam się, dlaczego Marcin właściwie z nią jest. Jeśli chodzi o niego, to nie do końca wiem, co mam myśleć. Było mi go żal ze względu na to, co go spotkało, ale irytował mnie jego brak sprawczości, wzięcia sprawy w swoje ręce. I niby wiedziałam, dlaczego tak robi, jednak drażniło mnie to.
Jeśli chodzi o sprawę morderstwa, to nie mam większych zastrzeżeń co do tego, w jaki sposób została poprowadzona. Nie byłam też w stanie wytypować osoby, która je popełniła. Przyznam, że jestem zaskoczona tym, w jaki sposób poprowadzono ten wątek.
Końcówka zagotowała mi krew w żyłach. Zakończenia jeszcze nie przetrawiłam. I żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie uważam, że ono jest złe, bo łezka mi się w oku zakręciła, gdy je czytałam, tylko krew mnie zalała, że sprawy się w taki sposób potoczyły.
Nie nazwałabym tej książki kryminałem czy thrillerem. Ona skłania się raczej w stronę powieści psychologicznej z domieszką wątku kryminalnego. Pokazuje, do czego mogą doprowadzić traumy, którymi nikt przez lata się nie zajął. To może być przestroga dla osób, które zamiatają wszystko pod dywan i powtarzają sobie, że jakoś to będzie. Mocny kaliber, daje do myślenia.
Premiera książki odbędzie się już jutro.
Wpis powstał przy współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.

Widziałam ostatnio promocję tej książki. Wygląda naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuń