Maria Paszyńska "Instytut piękności"

II wojna światowa. Warszawa znajduje się pod niemiecką okupacją. Doktor Mada Walter na ulicy Marszałkowskiej zakłada Instytut Piękności, by ratować skazane na zagładę Żydówki. W gabinecie kosmetycznym, oprócz zabiegów upiększających i kamuflujących semickie rysy, kobiety wyprowadzone z getta przystosowują się do życia po aryjskiej stronie. Mada Walter pokazuje im, jak wykonać makijaż i fryzurę, żeby nie wyróżniać się na ulicy i nie dać się aresztować. Przygotowuje je do egzaminów przeprowadzanych przez gestapo, ucząc pacierza, zwyczajów wielkanocnych, przepisów na niekoszerne dania. Dla Sary, Zoi, Lei i Dalili życie pod przybraną tożsamością jest jedyną szansą na przetrwanie. 

Przeczytałam już wiele książek o tematyce wojennej, ale postać Mady Walterowej, jakoś mi umknęła. Nie przypominam sobie o tym, bym kiedyś o niej czytała, a zasługuje na uwagę, ponieważ była postacią niezwykłą. Ryzykowała wiele, by pomóc skazanym na śmierć kobietom. Zrobiła wiele dobrych rzeczy, ale życie mocno ją dotknęło. Maria Paszyńska na końcu swojej powieści zdradza czytelnikom, co się z nią stało.

Powieść wciągnęła mnie już od pierwszej strony. Jest bardzo dobrze napisana. Wierzę w to, że takie rzeczy faktycznie mogły mieć miejsce w założonym przez madę Instytucie Piękności. Jestem pod wrażeniem, że Mada zdecydowała się zrobić coś takiego. Ryzykowała życiem, a mimo to miała w sobie odwagę, jakiej niejeden mógłby jej pozazdrościć. Zresztą, zwróćcie uwagę na to, jak zachowała się, gdy do salonu piękności weszli Niemcy.

Ta książka pokazuje, z czym musiały zmierzyć się za czasów wojny Żydówki. Część z nich mogła przybrać nową tożsamość i udawać, że są kimś innym, niż właściwie były. Jeśli chciały przeżyć, musiały znaleźć w sobie odwagę, żeby to zrobić. Nie było to wcale takie proste i nie nam oceniać to, jakie decyzje wtedy podejmowały.

Strasznie denerwowała mnie Dalida. Nie trawiłam jej od początku i nic nie było w stanie sprawić, żebym zmieniła zdanie na jej temat. Po części rozumiałam jej zachowanie, ale nie chciałabym raczej mieć z nią do czynienia. Zwłaszcza po tym, co zrobiła, gdy przyniosła mydełka do salonu. Kto czytał książkę, będzie wiedział, o co mi chodzi. Polubiłam za to Zoję. Było mi jej żal, Lei podobnie. Sara budziła we mnie mieszane uczucia. Z całego serca pokochałam Madę Walterową. Zazdroszczę jej odwagi i tego, że w tak trudnych czasach nie zapomniała o tym, by być człowiekiem. A to wymagało ogromnego poświęcenia.

Nie musicie obawiać się, że Maria Paszyńska będzie próbowała Was na siłę wzruszać. Owszem, jej powieść nie pozostaje obojętna w odbiorze, ale przede wszystkim zawdzięcza to swoim bohaterom. Ludziom z krwi i kości, którzy kochali, bali się, walczyli i chcieli przeżyć. Siła tych osób nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

Polecam tę powieść wszystkim fanom historii, których akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej. Może i samych walk tu nie ma. Znaczy się są, ale na innej płaszczyźnie. Przekonacie się, co robili Żydzi, by tylko zmylić Niemców i nie dać się złapać. Nawet nie wiedziałam, że niektóre wspomniane tu zabiegi można zrobić.

Dziękuję autorce za tę historię. Przedstawiła mi niezwykłą kobietę, z której powinno brać się przykład. Takich powieści historycznych na naszym rynku wydawniczym zdecydowanie bardzo potrzeba. By nie tylko dawały lekcję historii, ale też wzbudzały w czytelniku uczucia i na chwilę przenosiły go w miejscu i czasie.

Maria Paszyńska
Instytut piękności
Wydawnictwo Pascal
Bielsko-Biała 2019

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Pascal.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka