Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo MG. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo MG. Pokaż wszystkie posty

Victor Hugo "Nędznicy. Tom 1"

Akcja powieści rozpoczyna się w 1815 w prowansalskim miasteczku Digne. Tam poznajemy biskupa Myriela. Mężczyzna dobrowolnie zrezygnował  z mieszkania w przeznaczonym dla siebie pałacu, oddając go na szpital. Dawał przykład skromności i dobroci, wspierał dobroczynność. Pewnego dnia w miasteczku zjawił się wypuszczony z więzienia galernik Jean Valjean. Nikt, oprócz biskupa, nie okazuje mu dobroci. Kiedy Jean kradnie srebrną zastawę stołową Myriela i zatrzymuje go policja, biskup mówi, że sam podarował mu srebra. Po odejściu policjantów stwierdza, że w ten sposób wykupił duszę Valjeana od sił zła i oddał Bogu. W tej części poznajemy także Fantynę, która ma małą córeczkę. Pewnego dnia zostaje jednak zmuszona do tego, by zostawić dziecko u przypadkowo spotkanej rodziny oberżystów z Montfermeil koło Paryża. Opuszcza miasto i wyrusza w poszukiwaniu pracy.

Janina Lesiak "Dobrawa pisze CV"

Podejrzewam, że Dobrawy nie muszę nikomu specjalnie przedstawiać. Kojarzycie pewnie żonę Mieszka I, która podobno namówiła go do przyjęcia chrztu. W każdym razie w taki sposób przedstawiali ją kronikarze. Janina Lesiak postanowiła zaprezentować nam nieco inny portret tej niezwykłej kobiety.  Zaznacza przy tym, że to nie jest kronika ani powieść historyczna, tylko próba przybliżenia postaci, o której w dalszym ciągu wiemy niewiele.

Książka jest podzielona na 3 części: Było, Jest, Będzie. Dobrawę poznajemy jako kobietę, która jest całkowicie zależna od mężczyzn i nie ma prawda decydować o swoim losie. Polityczne uwarunkowania sprawiają, że trafia do naszego kraju, gdzie zostaje żoną Mieszka I. Jej życie wtedy zmienia się na lepsze. Szczęście nie trwa jednak długo. Co się dzieje? Tego musicie przekonać się sami.

Dobrawa jest jedną z najbardziej niedocenianych zarówno za życia, jak i po śmierci kobiet. Spełniła swoją rolę - dała państwu następcę tronu. Autorka zwraca uwagę na to, że historia nie obchodziła się łaskawie z kobietami. Nikt nie zapamiętywał imion matek, żon, córek i sióstr. Najważniejszy był sam władca i jego dokonania. Podejrzewam, że gdyby nie zapiski kronikarzy, nic nie wiedzielibyśmy o Dobrawie.

Muszę przyznać, że kilka tez dotyczących życia tej kobiety, które wysnuła Janina Lesiak, zaskoczyło mnie. Zastanawialiście się, co działo się z Dobrawą zanim została żoną Mieszka? Czy była z kimś w związku? Mnie to nigdy nie przeszło przez myśl. Życie Dobrawy zaczynało się dla mnie od momentu ślubu z Mieszkiem. Janina Lesiak postanawia zanalizować, co działo się przed zawarciem związku małżeńskiego tych ludzi. To, co napisała autorka, zaskoczyło mnie. Nie postrzegałam Dobrawy w taki sposób. Odważne było także to, że pisarka zakwestionowała fakt, że Świętosława była córką Dobrawy. Nie do końca się z nią w tej kwestii zgadzam, ale nie uważam, żeby to w jakikolwiek sposób negatywnie wpływało na mój odbiór powieści.

Dobrawa pisze CV to książka, którą czyta się błyskawicznie. Pochłonęłam ją niemal jednym tchem, siedząc na poczekalni u lekarza. Przypadło mi do gustu zupełnie inne podejście Janiny Lesiak do postaci Dobrawy. Za pośrednictwem autorki możemy zajrzeć do umysłu żony Mieszka I. Poznajemy jej smutki i radości. Dobrawa pozwala sobie przy nas na chwile słabości, które były niegodne kobiecie, która była żoną władcy. Żaden inny autor nie podszedł w taki sposób do Dobrawy. W sumie nie czytałam o niej zbyt wiele książek. Przemykała gdzieś obok męża, ale żyła w jego cieniu. Nie przypominam sobie publikacji, w której grałaby pierwsze skrzypce.

Narracja jest prowadzona z perspektywy Dobrawy. Jej oczami obserwujemy świat. Zapoznajemy się z panującymi ówcześnie zwyczajami, potrawami, jakie spożywano oraz strojami, które wtedy noszono. Język jest mało średniowieczny, ale to nie przeszkadzało mi specjalnie w lekturze. Powiem więcej, obawiam się tego, że gdyby go wystylizowano na tamtą mowę, powieść mogłaby utracić swój klimat, a nawet stać się niezrozumiała.

Ta książka będzie gratką dla czytelników, którzy lubią powieści z historią w tle. To nie jest odwzorowana dokładnie historia życia Dobrawy, lecz warto się z nią zapoznać chociażby po to, by poznać codzienność kobiet żyjących w średniowieczu. To idealna propozycja na leniwy wieczór z książką w ręku. Nawet nie zauważycie, kiedy dotrzecie do końca. Janina Lesiak potrafi oczarować słowem i zabrać czytelnika w podróż w czasie. Jeśli nie znacie twórczości tej autorki, nadróbcie zaległości.

Janina Lesiak
Dobrawa pisze CV
Wydawnictwo MG
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu MG.

Joanna M. Chmielewska "Pod Wędrownym Aniołem"

Trochę wstyd mi się do tego przyznać, ale nigdy wcześniej nie słyszałam o Joannie Marii Chmielewskiej. Być może jej nazwisko przewinęło się gdzieś w mojej studenckiej karierze, najprawdopodobniej na piątym roku studiów, lecz wiecie, jak to wtedy jest. Wiele rzeczy wpada jednym uchem, a wypada drugim. Postanowiłam jednak skusić się na lekturę jej powieści Pod Wędrownym Aniołem.

Na okładce czytamy: „Nie wygrałam w totolotka. Nie dostałam spadku po bogatej ciotce. Porzuciłam codzienność znaną, bezpieczną, choć niekoniecznie satysfakcjonującą. Zaryzykowałam. Razem z mężem i dziećmi wyruszyłam w drogę, nie wiedząc, co kryje się za kolejnym zakrętem. Szklarska Poręba. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe ścieżki. Przeszkody i fascynacje. Perypetie remontowe, wędrówki śladami artystów, odkrywanie ludzkich losów zaplątanych w wielką historię. Poezja i proza życia. Bywa różnie. Czasami bardzo trudno. Ale nie zamieniłabym tej mojej ścieżki na żadną inną. I o tym właśnie mówi ta opowieść.” Nie napiszę więcej o fabule, by nie zdradzić czegoś, czego nie powinnam.

Czytając Pod Wędrownym Aniołem, czułam się tak, jakbym podglądała autorkę przez dziurkę od klucza. To bardzo intymna powieść. Opowiada o zwykłym życiu. Przeprowadzkach, kredytach i próbie odnalezienia siebie w nowym miejscu. Wielu z nas coś takiego przeżywało. Ja mam na swoim koncie już kilka takich epizodów. Za każdym razem trudno mi przyzwyczaić się do nowego miejsca.

Autorka wydała mi się bardzo serdeczną osobą. Z przyjemnością czytałam napisane przez nią słowa. Czułam się tak, jakbym siedziała obok niej i słuchała jej opowieści. Wiele oddałabym, by móc ją poznać osobiście i podziękować za napisanie tej powieści.

Książka ma niezwykły klimat. Nie ma tu nagłych zwrotów akcji, lecz mimo to, historia przypadła mi do gustu. Nie byłam w stanie się od niej oderwać. Zarwałam przez nią noc, ale nie żałuję ani jednej poświęconej jej chwili. Powiem więcej, chętnie kiedyś do niej powrócę.

Zżyłam się z rodziną autorki. Najbardziej urzekła mnie mała Julka, córeczka Chmielewskiej, urocze dziecko. Polubiłam także męża pisarki. Było mi go trochę żal. Sympatyczny, choć nieco zagubiony w nowej rzeczywistości człowiek. Reszta familii także jest warta poznania. Miło spędziłam z nimi czas. Sympatyczni byli także ludzie, którzy mieszkali w Szklarskiej Porębie. Chciałoby się mieć takich sąsiadów.

Nie znam okolic Szklarskiej Poręby. Nigdy w życiu nie odwiedziłam tego miejsca, jednak dzięki autorce poczułam się tak, jakbym się tam znalazła. Umieszczone w powieści zdjęcia jeszcze bardziej umocniły mnie w tym przekonaniu. Bez nich Pod Wędrownym Aniołem wiele by straciło.

Komu mogę polecić tę książkę? Wszystkim fanom twórczości Joanny Marii Chmielewskiej, to rzecz jasna. Po powieść mogą spokojnie sięgnąć wszyscy czytelnicy, którzy lubią klimatyczne publikacje, przenoszące ich do zupełnie innego świata. Jestem bezapelacyjnie oczarowana najnowszą książką autorki. Nie żałuję, że zdecydowałam się na lekturę. Będę musiała nadrobić zaległości w twórczości Chmielewskiej. Mam nadzieję, że wszystkie jej publikacje są równie dobre jak ta.

Zachęcam do lektury wszystkich, bez wyjątku. Poznajcie autorkę. Wysłuchajcie tego, co ma wam do powiedzenia. Pozwólcie, by była waszym przewodnikiem po miejscu, do którego się przeniosła. Dajcie ponieść się magii. Spędźcie miło czas z rodziną Chmielewskich. Na pewno ich polubicie.  Gwarantuję, że nie pożałujecie ani chwili, którą z nimi spędzicie.


Joanna M. Chmielewska
Pod Wędrownym Aniołem
Wydawnictwo MG
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu MG.

Mariola Pryzwan "Lilka. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska we wspomnieniach i listach"


Ach, to nie było warte
by sny karmić uparte

by stawiać duszę na kartę
ach, to nie było warte.

Ach, to nie było warte
by łzy nosić nie otarte

i by mieć serce wydarte
to wcale nie było warte...

Nie przepadam raczej za poezją. Są jednak poeci i poetki, do których mam sentyment. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska należy do tej grupy. Uwielbiam to, w jaki sposób pisała o miłości. Nadała jej tyle kolorów, że nie da się o niej zapomnieć. Utwory, które wyszły spod jej pióra, mogę czytać godzinami i nigdy mi się nie znudzą.
Mariola Pryzwan - polonistka, która pracuje w bibliotece i z zamiłowania jest biografistką - w swojej książce próbuje przybliżyć czytelnikom obraz tej niezwykłej kobiety, która wywodziła się z rodu Kossaków i odziedziczyła po ojcu zamiłowanie do sztuki. Była ona niezwykle barwną postacią, niekoniecznie rozumianą przez innych i uważana za dziwaczkę.
Jaki obraz Lilki zachowali w pamięci jej bliscy?
Większość osób zachwycała się talentem literackim Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, choć znaleźli się też ludzie, którzy uważali, że w sumie nie stworzyła nic oryginalnego i gdyby nie znajomość ze Skamandrytami, nikt by o niej nie usłyszał. Siostra poetki zazdrościła jej za to pięknych i długich włosów, które urywały pewną niedoskonałość w figurze Lilki, która borykała się z krzywicą. Wtedy nie znano skutecznej metody leczenia i musiała ona maskować zmiany w postawie. Wiele wspomnień dotyczyło mężów kobiety, których miała aż trzech. Pierwszy związek małżeński z Władysławem Bzowskim zawarła w bardzo młodym wieku. Była to pomyłka, którą po pewnym czasie anulowano. Maria nie czuła się szczęśliwa w tym związku. Mąż próbował zmienić jej artystyczną duszę i sprawić, by żona zajmowała się domem, co zdecydowanie nie było szczytem marzeń kobiety. Nie satysfakcjonowało jej także małżeństwo z Janem Pawlikowskim. Dopiero u boku Stefana Jerzego Jasnorzewskiego odnalazła szczęście. On jako jedyny nie wymagał od niej porzucenia pisania i stania się kurą domową. Pojawiły się tu także wspomnienia osób, które uważały, że poetka była wyniosła i nie dało się jej lubić. Dobrze, że umieszczono je. Dzięki temu książka nie jest stronnicza.
Ta publikacja została wydana z okazji 70. rocznicy śmierci pisarki, która w wieku zaledwie 53 lat przegrała walkę z nowotworem. Jestem pod wrażeniem tej publikacji. Jest pięknie wydana - twarda oprawa, duży, czytelny druk, zdjęcia uzupełniające tę opowieść, a na końcu znajduje się kalendarium życia i twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.
Muszę przyznać, że na początku nie mogłam przekonać się do wyglądu okładki. Myślałam, że jej twórca miał po prostu gorszy dzień, wrzucił do programu kilka przypadkowych obrazków i złączył je w jeden. Dopiero po lekturze doszłam do wniosku, że to jednak ma głębszy sens i doskonale pasuje do tej publikacji. Dlaczego? Tego akurat musicie dowiedzieć się sami, ja Wam tego nie powiem. Jestem tylko ciekawa, czy zwrócicie na to uwagę.
Tej książki nie można oceniać w kategoriach ciekawa/nudna, dobra/zła. To zbiór tekstów pisanych przez wielu ludzi i uporządkowanych przez Mariolę Pryzwan. Mogę o Lilce powiedzieć tylko tyle, że to kopalnia wiedzy dla osób, które lubią czytać utwory napisane przez Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. To będzie dla nich gratka. Polecam gorąco.

Mariola Pryzwan
Lilka. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska we wspomnieniach i listach
Wydawnictwo MG
Warszawa 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
oraz Wydanictwu MG.

Charlotte Brontë, Dorota Combrzyńska-Nogala "Chcę wszystko"


Muszę przyznać, że kiedy zobaczyłam zapowiedź tej książki, nie miałam pojęcia, co o niej myśleć. Może i jestem staroświecka, konserwatywna (nawet nie wiem, jak to określić), ale nie jestem zwolenniczką tego, by jakiś inny autor kontynuował niedokończone dzieło pisarza, który już nie żyje. Pewnie zaleje mnie fala krytyki, lecz uważam, że to próba "wybicia się" na cudzym i znanym nazwisku. Wolałabym zapracować na swoje, pisząc coś własnego, a nie kontynuując coś, co wymyślił ktoś inny.
Do Chcę wszystko podeszłam z dużym dystansem. Chociaż nie, właściwie nastawiłam się na to, że czeka mnie czytanie nieudanej próby dorównania mistrzyni pióra. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Aleksander Ashworth po ukończeniu studiów w Oxfordzie powraca w swoje rodzinne strony. Prowadzi dość hulaszczy tryb życia, co nie podoba się jego ojcu. Ten postanawia zapanować nad temperamentem syna i wysyła go do Londynu, by tam nauczył się jakiegoś zawodu. Niewiele jednak to zmienia. Młodzieniec nie ma zamiaru porzucić swojego dotychczasowego trybu życia. Dopiero śmierć ojca zmienia Aleksandra, który postanawia się ustatkować. Żeni się z panną Mary Wharton. Ma z nią troje dzieci. Nie był jednak przywiązany do starszych synów. Oddał ich na wychowanie niańce, co odbiło się na zdrowiu jego żony, dlatego pozwolił jej zatrzymać najmłodszą córkę. Niestety, kobieta wkrótce umarła. Aleksander zmienia się wtedy nie do poznania. Odjeżdża, zostawiając córeczkę swojej matce. Historia napisana przez Charlotte Brontë urywa się, gdy dziewczyna powraca do domu. Kontynuację jej losów postanowiła dopisać po latach Dorota Combrzyńska-Nogala. Nie zdradzę tego, co dopisała, ale mogę powiedzieć tyle, że udało jej się udźwignąć to niełatwe zadanie i stworzyć opowieść utrzymaną w duchu wiktoriańskich czasów.
Obawiałam się tego, że polska autorka polegnie i stworzy niezbyt przyjemny w odbiorze utwór. Tak jednak się nie stało. Udało jej się wiernie oddać klimat XIX-wiecznej historii rozpoczętej przez Charlotte Brontë.
Chcę wszystko rozpoczyna oryginalny tekst. Dorota Combrzyńska-Nogala rozbudowuje tę opowieść. Snuje domysły o tym, jak mogły wyglądać losy bohaterów. Między tymi dwoma tekstami nie ma większej różnicy i gdyby nie to, że wydawca zasugerował, co która z pań napisała, czytelnicy, którzy raczej nie są zbyt dobrze zaznajomieni z twórczością Charlotte Brontë, mogliby się tego nie domyślić, choć polską autorkę zdradziło kilka fragmentów, w których posłużyła się nowoczesnym słownictwem.
Ta historia nie jest nieprzewidywalna. Bardzo łatwo było przewidzieć co się stanie, ale o dziwo mi to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Skupiłam się na czymś innym. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na nagłe zwroty akcji, więc zwróciłam uwagę na to, w jaki sposób opisano emocje bohaterów. Przeżywałam wraz z nimi ich wzloty i upadki, radości oraz smutki. Nie spodziewałam się tego, że książka aż tak mi się spodoba.
Komu mogę polecić tę książkę? Myślę, że na pewno spodoba się czytelnikom, którzy lubią prozę sióstr Brontë. Chcę wszystko powinno spełnić ich wymagania. Uważam też, że bardziej przypadnie ona do gustu kobietom. Nie chcę oczywiście dyskryminować panów, lecz nie wiem, czy będą chcieli zapoznać się z historią o miłości i dramatycznych rozstaniach. Co prawda nie wszystko kręci się wokół takich wątków, ale jednak poświęcono im w książce dość dużo miejsca.

Charlotte Brontë, Dorota Combrzyńska-Nogala
Chcę wszystko
Wydawnictwo MG
Warszawa 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
oraz Wydawnictwu MG.

Agnieszka Tomczyszyn "Ezotero. Córka wiatru"


Usiądźcie wygodnie, dzisiaj opowiem wam bajkę o tym, jak trudno napisać dobrą powieść, którą z wielkim rozmachem zadebiutuje się na rynku wydawniczym. Pisać każdy może, trochę lepiej, czasem trochę gorzej. Dziś już nie ma problemu, by wydać coś, co od lat pisało się do szuflady. Staram się być bardzo wyrozumiała w stosunku do debiutantów, sama pewnie nie napisałabym lepiej od nich, ale czasem trudno mi pogodzić się z tym, że dobry pomysł na książkę ma czasem bardzo słabe wykonanie. Tak niestety było w przypadku Ezotero. Córki wiatru.
Latte nie ma łatwego życia. Nigdy nie poznała ojca. Mieszka z matką w niewielkiej kawalerce i niewiele może powiedzieć na temat kobiety, która ją urodziła i wychowała. Fi wyraźnie coś ukrywała przed córką. Z bliżej nieznanych powodów nie chciała jej wyjawić, gdzie co roku znika na kilka dni. Dopiero jej śmierć daje odpowiedź na kilka pytań, jednak życie Latte się zmienia. Musi zmierzyć się z nową i trudną rzeczywistością.
Przyznam, że liczyłam na to, że autorka skupi się bardziej na relacjach matka-córka. Niestety, Agnieszka Tomczyszyn potraktowała ten wątek po macoszemu. Niewiele dowiadujemy się na temat bohaterek. Podobnie jest z ich odczuciami względem siebie. Myślałam, że ezoteryka będzie tłem dla ich historii, tymczasem stało się na odwrót.
Cenię pisarzy, którzy potrafią powołać do życia nietuzinkowych bohaterów. Osoby pojawiające się na kartach Ezotero są bezbarwne. Pojawiają się, znikają i na pewno nie pozostaną na dłużej w pamięci czytelnika. Nawet nietuzinkowe imiona ich nie uratują. Swoją drogą, jestem ciekawa, co kierowało autorką, gdy nadawała im tak dziwne imiona. Jak dla mnie, było to niezbyt potrzebne udziwnienie. Lubię latte, ale nigdy nie nazwałabym tak swojego dziecka. W połączeniu z moim nazwiskiem to brzmiałoby komicznie, a córka nienawidziłaby mnie do końca życia.
O ile początek książki był całkiem dobry, o tyle reszta już niekoniecznie, choć zakończenie nieco ratuje honor tego debiutu. Narracja kulała, w wielu miejscach pojawiają się niedopracowane wątki. Dialogi są krótkie, nierealne, pisane nieco na siłę. Nie lubię czegoś takiego. Są także spore przeskoki czasowe. Latte z gimnazjalistki zmienia się w licealistkę, która parę stron później idzie na studia. W międzyczasie niewiele się dzieje. Dziewczyna czasem spotka się ze znajomymi, zdarzy jej się przesadzić z alkoholem. W międzyczasie jeszcze kilka razy dojdzie do wniosku, że nienawidzi matki, która nie chce być z nią szczera. Zupełnie nietrafiony był także wątek kryminalny. Niewiele wniósł do opowieści i nie został zbyt dobrze poprowadzony. Mam wrażenie, że autorka chciała powiedzieć za dużo i nie wiedziała do końca, na czym powinna się skupić. Tak bardzo chciała stworzyć oryginalną historię, że w końcu nieco się w niej pogubiła.
Po lekturze doszłam do wniosku, że jednak jestem za stara na tego typu książki. Przeszkadzają mi chociażby takie fragmenty, w których jedna z bohaterek przynosi drugiej zeszyt, a ta mówi jej, żeby zostały przyjaciółkami. Myślę, że nastolatkom bardziej ta książka by się spodobała. Młodsi ode mnie ludzie zwracają uwagę na zupełnie inne rzeczy i to, co mnie przyprawia o bóle głowy, im akurat przypada do gustu. Jestem zawiedziona tą lekturą i wiem, że raczej nie będę chciała ponownie spotkać się z twórczością Agnieszki Tomczyszyn. Co prawda ma lekkie pióro, ale to, co pisze, nie zaspakaja moich czytelniczych oczekiwań.

Agnieszka Tomczyszyn
Ezotero. Córka wiatru
Wydawnictwo MG
Warszawa 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu MG.


Wojciech Zajączkowski "Rosja i narody. Ósmy kontynent. Szkic dziejów Eurazji"


Rosja jest największym państwem na kuli ziemskiej. Rozciąga się na dwóch kontynentach: od wschodniej Europy przez północną część Azji aż po Ocean Spokojny. Wiele wydarzeń z ostatnich miesięcy sprawiło, że oczy całego świata zwróciły się w stronę Rosji. Książka autorstwa Wojciecha Zajączkowskiego przybliża nam historię tego mocarstwa. Autor pisze, że Rosja przed 1917 rokiem i po nim, to dwa zupełnie inne państwa. Próbuje w swojej książce pokazać nam te różnice, zmienić nasz sposób myślenia o tym kraju. 
Rosja to państwo wielokulturowe. Trudno, żeby tak nie było, skoro zajmuje bardzo rozległe terytorium. Mówi się tam różnymi językami, modli do wielu Bogów. Wojciech Zajączkowski obrazuje to wszystko za pomocą tabel. Opowiada też o tym, w jaki sposób rozwijało się państwo rosyjskie. Nie zapomina o opisaniu relacji, jakie łączyły Polskę i Rosję. Nasza ojczyzna znajdowała się przecież pod rosyjskimi wpływami przez wiele lat: podczas rozbiorów oraz po zakończeniu II wojny światowej.
Na okładce w jednej z opinii możemy przeczytać, że my, Polacy, na temat Rosji, wiemy niewiele. Dużo w tym prawdy. Niewielu ludzi potrafi wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie dotyczące historii tego kraju. Ja należę do osób, które posiadają dość dużą wiedzę na ten temat. Zawdzięczam to nie tylko historykom uczącym mnie w szkole, ale też znajomościom z kilkoma Rosjanami. Czytając pozytywne opinie na temat Rosji i narodów, przygotowałam się na to, że czeka mnie ciekawa lektura, z której dowiem się kilku faktów o istnieniu których nie miałam pojęcia. Konfrontacja z książką niestety mnie rozczarowała. Oprócz tego dlaczego to akurat Moskwa, a nie jakieś inne rosyjskie miasto, stało się stolicą imperium, nie dowiedziałam się niczego nowego. Nic nie zmieniło się także w moim sposobie postrzegania Rosji i jej mieszkańców. Sposób, w jaki Wojciech Zajączkowski opowiada o tym państwie, nie przypadł mi do gustu. O ile Sławomir Koper, którego recenzowałam jakiś czas temu skradł moje serce, o tyle autor Rosji i narodów momentami śmiertelnie mnie nudził. Miałam wrażenie, że jestem na wykładzie, jaki trzeba po prostu przeżyć, zdać z niego egzamin i zapomnieć o tym, że taki przedmiot istniał.
Dużym plusem tej książki jest sposób, w który została wydana. Co prawda zamieszczone w niej zdjęcia są czarno-białe, ale ich jakość jest bardzo dobra. Nie zostały też dodane tylko po to, by zapełnić wolną przestrzeń. Pasują do treści i uzupełniają ją. Ciekawostki zostały także wyróżnione spośród podstawowego tekstu. Pojawiają się na końcu każdego rozdziału na ciemniejszym tle i opowiadają jakąś anegdotę.
Kto powinien sięgnąć po tę książkę? Osoby, które nie mają zbyt rozległej wiedzy na temat Rosji. Będą mogły dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy i na pewno nie rozczarują się tą lekturą. Wielbicielom historii Rosji radzę zastanowienie się nad sięgnięciem po pozycję autorstwa Wojciecha Zajączkowskiego. Nie wniesie w ich życie zbyt wielu nowości i może znudzić. Nie chcę, by ktoś po mojej recenzji pomyślał, że książka jest zła i została napisana tylko po to, żeby autor mógł cieszyć się, że widzi pozycję swojego autorstwa na półce w księgarni. Jestem wymagającym czytelnikiem, sporo się już w życiu naczytałam i niełatwo mnie zadowolić. Podstawowe informacje mi nie wystarczają, chcę czegoś więcej. Czytanie o tym, co już wiem, nie sprawia mi przyjemności. Rosja i narody nie spełniła moich oczekiwań. Myślałam, że znajdę w niej ciekawostki, o których nie uczyłam się w szkole, lecz tak się nie stało. Pokazała historię Rosji, którą już znam. Mam jednak nadzieję, że ktoś znajdzie w niej coś nowego na temat tego państwa.

Wojciech Zajączkowski
Rosja i narody. Ósmy kontynent. Szkic dziejów Eurazji
Wydawnictwo MG
Kraków 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi


oraz wydawnictwu



Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka