Christopher W. Gortner "Ostatnia królowa"


źródło:lubimyczytac.pl

"dobro zwykle przegrywa z ambicją"

Joanna I Kastylijska była trzecim dzieckiem Ferdynanda Aragońskiego i Izabeli I Kastylijskiej. Nic nie wskazywało więc na to, że kiedykolwiek zasiądzie na tronie Kastylii i Aragonii. Przewrotny los sprawił, że to właśnie ona została królową. Jej starszy brat zmarł prawdopodobnie na gruźlicę, jego żona urodziła martwe dziecko, a starsza siostra Joanny, Izabela, zmarła w połogu. Syn Izabeli, Miguel da Paz zmarł jako dziecko, więc droga do tronu stanęła dla Joanny, zwanej później Szaloną, otworem.
O tym wszystkim pisze w swojej książce Christopher W. Gortner. Główną bohaterkę książki poznajemy jako małą dziewczynkę, która buntuje się przeciwko obowiązującej na dworze etykiecie. Kiedy Joanna wchodzi w wiek odpowiedni do wydania jej za mąż zostaje zaaranżowane jej małżeństwo z Filipem Pięknym z dynastii Habsburgów. Joanna nienawidzi przyszłego męża, choć nigdy wcześniej go nie spotkała. Ma mu za złe, że przez małżeństwo z nim musi opuścić swój rodzinny kraj. Ich pierwsze spotkanie zmienia wszystko. Nie bez powodu młody książę jest nazywany Pięknym. Namiętność jaka pojawia się między małżonkami sprawia, że Joanna godzi się ze swoim losem i zakochuje się bez pamięci w Filipie. Jednak sielanka nie trwa długo. Mąż dopuszcza się zdrady. Chociaż żona mu wybacza nic nie jest już takie jak przedtem. Między małżonkami dochodzi do kłótni odnośnie przyszłości ich dzieci, zaczyna się walka o władzę. Filip posuwa się nawet do tego, że zaczyna rozgłaszać na dworze plotki o szaleństwie Joanny. W końcu umiera. Wydawać by się mogło, że jego śmierć przyniesie królowej upragnioną wolność. Nic bardziej mylnego.
Przed przeczytaniem tej powieści o Joannie Szalonej wiedziałam tylko tyle że była, żyła i po śmierci swojego męża Filipa Pięknego jeździła z trumną skrywającą jego ciało po całym kraju. Zdaję sobie sprawę z tego, że Ostatnia królowa to w większości fikcja literacka, ale dzięki lekturze poznałam Joannę z zupełnie innej perspektywy. Zobaczyłam w niej silną kobietę, która miała odwagę, by walczyć o swoje szczęście. Jej jedyną winą było to, że żyła w czasach, gdy księżniczka nie miała nic do powiedzenia w kwestii swojego zamążpójścia. Od szczęścia osobistego ważniejsze było dobro monarchii. Joanna pokochała swojego męża, który zdradzał ją i robił wszystko by dojść do władzy po trupach. Nie ważne czy mieliby to być obcy ludzie czy jego własna żona. Nieraz miałam ochotę przenieść się w czasie i zawiązać spisek przeciwko Filipowi. Dostał od losu piękny dar, perłę, którą powinien szanować, a on zniszczył ją i pozwolił, by inni wdeptali ją w błoto.
Ostatnia królowa wciągnęła mnie i nie potrafiłam odłożyć tej książki na półkę. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Gortnera, ale już zarezerwowałam kolejne pozycje w bibliotece. Mam nadzieję, że okażą się równie wciągające jak ta.

Christopher W. Gortner
Ostatnia królowa
Wydawnictwo Książnica

Harlan Coben, Lee Child, Jeff Abbott i inni "Aż śmierć nas rozłączy"


źródło:lubimyczytać.pl

"W swojej pracy musiałem pogodzić się z tym, że z gruntu dobrzy ludzie potrafią robić złe rzeczy, czasem wręcz potworne. Ale jak Jesse powiedział, nie da się cofnąć czasu i zmienić tego, co zrobiliśmy. Wszyscy musimy płacić za siebie. I tak wygląda twarda, naga prawda"

Panie i Panowie, czapki z głów, mistrz Coben nadchodzi :)
Harlana Cobena kocham stale i niezmiennie od 7 lat. Mam wszystkie jego książki, co prawda większość siostra przywiozła mi z Anglii, ale posiadam też kilka polskich egzemplarzy. Jednak tego zbioru opowiadań nie udało mi się upolować w księgarni i musiałam na niego czekać grzecznie w kolejce w bibliotece. W końcu dostałam upragnionego maila, że książka pojawiła się w wypożyczalni i mogę ją odebrać.
Przyznam szczerze, że od opowiadań zdecydowanie bardziej wolę powieści. Krótkie historie mają to do siebie, że bardzo szybko się kończą. Człowiek chce więcej, a tu nagle wszystko się urywa. Nawet nie można przywiązać się do bohaterów. 
W tym zbiorze mamy 19 historii. Każda z nich kończy się śmiercią jednego z małżonków, stąd tytuł całego zbioru. Przecież przed ołtarzem ślubuje się miłość aż po grób. W tych historiach ktoś odbiera jednemu z bohaterów osobę, którą kocha najbardziej. Nie będę tu streszczać każdego z 19 opowiadań. Nie ma to większego sensu. W każdym razie Harlan Coben, który wybrał szczęściarzy, jacy wraz z nim pojawią się w spisie treści odwalił kawał dobrej roboty. Trudno jest napisać dobry kryminał na 200 czy 300 stron. Nie lada wyzwaniem jest napisać coś takiego na 20. Większości autorów się to udało. Harlan Coben - klasa sama w sobie, Ridley Person - mroczny do końca, R.L.Stine - po tym opowiadaniu muszę zastanowić się czy aby na pewno chcę psa, Tom Savage - aż strach pomyśleć co by było, gdybym moją drugą połowę poznała podczas takiej cyberrandki. I tak dalej. 
Moim największym zawodem był Lee Child, którego kocham za powołanie do życia Jacka Reachera. To opowiadanie jest oceniane wysoko, ale końcówka zdecydowanie je położyła. Nie jestem specem od kryminalistyki, ale narrator opowiadania dziwił się, że po trzech latach od dokonania zbrodni morderca nie ma na dłoniach pęcherzy od trzymania narzędzia zbrodni. Jak dla mnie, prostej blondynki, to logiczne, że takie pęcherze znikają po upływie kilkunastu dni, ale mogę się nie znać. Co innego jakbym w CSI pracowała, wtedy bym mogła się na ten temat wypowiedzieć, a tak - nie pozostaje mi nic innego niż zastanowić się co w tym opowiadaniu nie zagrało tak, jak powinno.

Harlan Coben, Lee Child, Jeff Abbott
Aż śmierć nas rozłączy
Wydawnictwo Albatros.

Agnieszka Podolecka "Za głosem Sangomy"


"Cóż, wojna w Afryce to nie jest wojna w naszym rozumieniu. Nikt nie odpala rakiet, nie zrzuca bomb. Ta wojna jest cicha i dopóki nie dojdzie do rzezi miliona ludzi w sto dni jak w Ruandzie, żadne europejskie czy amerykańskie media o tym nie wspomną"

Na tę książkę trafiłam już jakiś czas temu podczas wyprzedaży w Matrasie. Nieraz można ustrzelić tam jakąś perełkę (w ten sposób zdobyłam chociażby wiele pozycji autorstwa Harlana Cobena). W przypadku Sangomy zainteresował mnie opis z czwartej strony okładki. Z doświadczenia wiem, że nie zawsze pokrywa się on z prawdą, ale kiedy widzę historię o templariuszach w dobrej cenie, w moich oczach zapalają się iskierki i nie umiem przejść obok niej obojętnie.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o pani Agnieszce Podoleckiej. Później doczytałam w sieci, że skończyła orientalistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od dzieciństwa fascynowała się innymi religiami i kulturami. Z tej miłości powstała zamieszczona na powyższym zdjęciu książka.
Cała historia zaczyna się od przepowiedni Sangomy. Mówi dziennikarzowi z Ameryki, Robertowi, że spotka niebawem na swojej drodze niebieskookiego anioła, którego ma chronić. Ową tajemniczą postacią z przepowiedni okazuje się Wiktoria, młoda kobieta sukcesu, jaka przyjeżdża do Kapsztadu na zasłużony odpoczynek po zakończeniu studiów i zwolnieniu się z pracy. To dziewczyna w moim wieku, ale czytając o niej i jej poglądzie na wiele spraw miałam wrażenie, że jest co najmniej dwa razy starsza. Ta bohaterka niesamowicie mnie irytowała. Nie potrafiłam się do niej przekonać nawet wtedy, gdy spotkała ją życiowa tragedia.
Nieco inaczej sprawa miała się z jej siostrą, Dagmarą, studentką medycyny. Też jest kąpana w gorącej wodzie, ale to, co zrobiła, gdy poznała lekarzy ratujących w Afryce ludzi chorych na malarię zdecydowanie mnie do niej przekonało. Ona przynajmniej wiedziała czego chce od życia, a nie zachowywała się jak rozpuszczona księżniczka, która tupie nóżką, kiedy inni jej nie słuchają.
Do rąk Wiktorii trafia tajemnicza figurka. Kilku ludzi traci przez nią życie. Wraz z Robertem dziewczyna wyrusza w podróż po Afryce, by odwieźć ją do Lalibeli. Takie było życzenie osoby, która przekazała Wiktorii figurkę. Prosi przy tym, aby jej nie otwierać. Gdyby autorka szerzej rozpisała ten wątek, książka byłaby naprawdę dobra. Kogo nie zainteresowałaby historia Jezusa, Marii Magdaleny, Mojżesza i templariuszy, która działa się w Afryce?
Niestety, pojawił się podwójny wątek romansowy, który sprawił, że Sangoma zaczęła przypominać bardzo naiwny harlequin. Przyznaję, że nieraz miałam ochotę obrócić kartki bez czytania treści. Jestem kobietą, ale przesadny romantyzm budzi uśpione we mnie demony.
Wyrazy uznania należą się za opisy Afryki. Nigdy tam nie byłam, ale dzięki książce pani Podoleckiej miałam okazję się tam na chwilę przenieść. Lubię czytać o panujących tam obyczajach, choć niektóre są dla mnie niezrozumiałe i zupełnie bezsensowne, lecz custom to custom. Te fragmenty naprawdę uratowały tę opowieść.
Nieco drażnił mnie jednak układ książki. Nie lubię, gdy pojawiają się tak wyglądające wakaty:


Wiem, czepiam się, ale parę razy zdarzyło się, że w powieściach, które czytałam, takie plamy oznaczały brak tekstu, dlatego zdecydowanie lepiej psychicznie czuję się, kiedy nie ma żadnych pustych kartek. Ot, takie edytorskie zboczenie, musicie mi to wybaczyć :)

Agnieszka Podolecka
Za głosem Sangomy
Wydawnictwo Zysk i S-ka



Peter V. Brett "Pustynna Włócznia: Księga II"


"Czasami Posłaniec musi powiedzieć ludziom to, czego nie chcieliby usłyszeć. Czasami śmierć jest lepsza od prawdy. Tak jak lepsze od niej jest kłamstwo..."

Bywa tak, że dobra choroba nie jest zła. Przykuta do łóżka w końcu uporałam się z drugą częścią Pustynnej Włóczni Petera V. Bretta. Czytanie tej książki jakoś nienaturalnie długo się ciągnęło. A to praca, a to wizyta u rodziców... W końcu choroba rozłożyła mnie na łopatki i cóż innego robić w łóżku jak nie czytać? Nie chcę, żebyście pomyśleli, że Pustynna Włócznia mi się nie podobała. Po prostu mój grafik ostatnimi czasy był dość napięty i po powrocie z pracy nie miałam siły na czytanie.
Zanim książka trafiła do mnie, wiedziałam już pokrótce czego się spodziewać. Mój Michał ma do siebie to, że zdarza mu się spoilerować to, co mam niedługo sama przeczytać. Wiedziałam, że Jardir spotka się z Leeshą, a Arlen wróci w rodzinne strony. Wolałabym się tego dowiedzieć podczas lektury, ale przecież nie zabiję chłopa, bo te książki są od jego wujka i obawiam się, że jeśli zamordowałabym jego bratanka to by mi już ich nie pożyczył. Lepiej nie igrać z dobroczyńcami, którzy mają masę świetnych książek w domu :)
Poprzednia część Pustynnej Włóczni zakończyła się tym, że do Zakątka Wybawiciela, zwanego kiedyś Zakątkiem Drwali, przybyli uchodźcy z wiosek, które zniszczyła armia Jardira. Na początku tej części Naznaczony wyrusza na pomoc tym, którzy nie zdążyli schronić się w osadzie przed zmrokiem. W Zakątku robi się ciasno, ludzie nie mają co jeść ani gdzie mieszkać, więc trzeba zwrócić się o pomoc do tych, którzy nie zawsze chętnie nią służą.
Jak już wspominałam, po raz pierwszy skrzyżują się drogi Jardira i Leeshy. O tym, do czego może dojść, gdy spotkają się piękna kobieta i mężczyzna posiadający wiele żon oraz siłę do płodzenia kolejnych synów chyba za dużo mówić nie muszę. W każdym razie napomknę tylko o tym, że zachowanie kobiety nieco mnie irytowało. Zastanawiałam się czy zioła, które uciera dla chorych nie stępiły jej umysłu. Inaczej nie da się wytłumaczyć głupoty Leeshy.
Naznaczony wraca w swoje rodzinne strony. Nie tylko przekazuje ludziom wiedzę na temat walki z demonami, ale także ratuje kogoś, kto kiedyś nie był mu obojętny. Po raz pierwszy od wielu lat spotyka się z ojcem. Nie wyznaje jednak, że jest jego dzieckiem. Daje mężczyźnie jednak nadzieję na to, że kiedyś może uda mu się zobaczyć syna.
Ucieszyłam się jak dziecko, gdy Arlen spotkał się z Ragenem i Elissą. To moi ukochani bohaterowie. Jak nikt inny przypominają mnie i Michała. Już myślałam, że nigdy więcej o nich nie usłyszę, a tu proszę, pan Brett zrobił mi niespodziankę. Kończąc przyznam się jeszcze do tego, że zakończenie mnie zaskoczyło. Już nie mogę doczekać się Wojny w blasku dnia, którą aktualnie czyta Michał. I kto by pomyślał, że wojna z demonami tak mnie wciągnie? Ale jak tu nie kochać idącego wszystkim na przekór Naznaczonego, który choć mówi, że przez ciało naznaczone runami nie jest już człowiekiem, potrafi nieźle zamieszać w sercach nie tylko jego wiernych fanek? :)

Peter V. Brett
Pustynna Włócznia: Księga II
Wydawnictwo Fabryka Słów

Leah Chishungi "Ucieczka z raju"

źródło: lubimyczytać.pl

"Czasami, gdy myślę o ludobójstwie, czuję fizyczny ból w bliznach, choć rany już dawno się zagoiły. 
Wiem, że nadal jest we mnie uraz po tym strasznym czasie.
Ale też wiem, że miałam szczęście, bo przeżyłam"

Wyobraźcie sobie, że macie wszystko: piękny dom, dobrą pracę, przyjaciół, ukochaną osobę u boku i maleńki owoc waszej miłości, który stawia pierwsze kroki w ogromnym ogrodzie. Kto by tego nie chciał? Rozmarzyliście się, co? A teraz wyobraźcie sobie, że to wszystko nagle przestaje istnieć. Wasz dom został zburzony, zamiast iść do pracy szukacie dla siebie schronienia, wasi najbliżsi nie żyją, a dziecko wtulone w pierś płacze i nie rozumie dlaczego ktoś poluje na jego życie. Powiecie "niemożliwe, nie da się w jednej chwili stracić wszystkiego". Niestety można, boleśnie przekonała się o tym Leah.
Przed 6 kwietnia 1994 roku ta kobieta żyła jak w bajce. Pochodziła z rodziny, w której nigdy niczego nie brakowało, skończyła studia, znalazła pracę i miłość swojego życia, Christiana. Niedługo później urodził im się syn Jean-Luc. Wszystko układało się idealnie. Do tej daty, jaką podałam na początku akapitu. Wtedy w Rwandzie rozpoczęła się makabryczna wojna ludowa. Ekstremiści Hutu, grupy, która stanowiła większość ludności w Rwandzie, doszli do wniosku, że są lepsi od Tutsi i postanowili ich wybić. Co do jednego. Nieważne, czy maczetą mieli odciąć głowę mężczyźnie, kobiecie czy dziecku. Tutsi to karaluchy. A co robi się z robakami? Wdeptuje się je w ziemię.
Leah udało się przeżyć, bo kierowała nią miłość do zaginionego męża i synka. Spotkała na swojej drodze także ludzi, którzy pomogli jej uciec. Nieraz była głodna, brakowało jej sił, ale wiedziała, że nie może się poddać, bo gdzieś czeka na nią Christian, a poza tym gdyby ona umarła, Hutu bez wahania zabiliby Jean-Luca.
Podczas lektury tej książki łzy ciekły po mojej twarzy strumieniami. Należę do osób, które czytając coś przenoszą się do tego literackiego świata i wraz z bohaterami przeżywają ich przygody. Nie mam jeszcze dzieci, ale czytanie fragmentów opisujących martwe dzieci, czy ciężarne kobiety z rozpłatanymi brzuchami wstrząsało mną. Zanim sięgnęłam po Ucieczkę z raju nie miałam pojęcia o tym, co stało się 20 lat temu w Rwandzie. Byłam za mała, żeby pamiętać, czy wspominali o takiej masakrze w wiadomościach, a na historii nie uczyli nas o tym. Przyznaję szczerze, że o dziejach Afryki ogólnie mam dość niewielką wiedzę. 
Książka wpadła mi w ręce przez przypadek, ale na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci. Podziwiam Leah za jej determinację. Wielu na miejscu tej kobiety poddałoby się. Czasem śmierć wydaje się łatwiejsza niż walka o życie... Po lekturze tej książki jedyne, co przychodzi mi na myśl to motto z Medalionów Zofii Nałkowskiej: "Ludzie ludziom zgotowali ten los". I to jest najbardziej przerażające. Kim lub czym trzeba być, by rozpłatać brzuch ciężarnej kobiecie tylko dlatego, że urodziła się w innym plemieniu?
Ucieczka z raju we wstrząsający sposób opisuje piekło wojny. Pokazuje do czego zdolni są ludzie, by przetrwać. Sięgnięcie po tę pozycję doradzam tym, którzy mają nerwy ze stali. Inni nie przebrną z Leah przez jej wspomnienia.

Leah Chishungi
Ucieczka z raju
Wydawnictwo Hachette

Nicholas Sparks "Szczęściarz"


"(...) uderzyła ją prosta prawda: że czasem rzeczy najzwyklejsze - kiedy się je dzieli z właściwymi ludźmi - bywają niezwykłe"

Macie jakiś talizman? Rzecz, bez której nie ruszacie się z domu? Ja mam. To zdjęcia rodziny i przyjaciół, które zawsze mam w portfelu i wożę je ze sobą wszędzie. Bez tych ludzi nie byłabym tym, kim jestem, nie dałabym rady w trudnych chwilach, więc towarzyszą mi przy każdej możliwej okazji. W Szczęściarzu wszystko zaczęło się właśnie od fotografii.
Logan Thibault znalazł zdjęcie, na którym była piękna kobieta z psem, podczas misji w Iraku. Przypiął je do tablicy ogłoszeń z nadzieją, że ktoś się po nie zgłosi. Żołnierze służący z dala od rodziny bardzo za nią tęsknią, więc taka pamiątka jest dla nich niemal relikwią.Patrząc się na nią obiecują osobie, od której ją dostali, że wrócą do domu. To ich motywacja, by przetrwać w piekle.
Przyjaciel Logana, Victor, uważa, że odnaleziona fotografia przynosi szczęście jego przyjacielowi. Nie doznał on przecież większego uszczerbku na zdrowiu i przeżył swoją misję w Iraku. Uważa też, że żołnierz powinien odnaleźć tę tajemniczą kobietę.
Po zakończeniu misji Logan pakuje plecak, zabiera ze sobą psa Zeusa i wraz z nim przemierza cały kraj, by odnaleźć osobę ze zdjęcia, która czuwała nad nim podczas wojny. Wie o niej niewiele. Zna miejsce, w którym może ją odnaleźć, może na oko oszacować jej wiek, ale na tym jego wiedza o kobiecie zasadniczo się kończy. Logan nie ma nawet pojęcia jak brzmi jej imię, zna jedynie jego inicjał. B.
Po długiej wędrówce mężczyźnie udaje się dotrzeć na miejsce. Wypytuje mieszkańców o nieznajomą z fotografii. Od jednej z osób dowiaduje się, że nazywa się ona Elizabeth i mieszka tu wraz z rodziną. Marzenie Logana spełnia się, odnajduje kobietę ze zdjęcia. Co z tego wyniknie? Dowiecie się, jeśli zajrzycie do książki, ja spoilerów pisać nie będę :)
W Szczęściarzu nie ma zbyt wielu bohaterów, więc na każdym z nich można się skupić, poznać jego wady i zalety. Moje serce zdecydowanie skradła Nana, energiczna babcia Elizabeth. Przyznam szczerze, że to kolejna książka, w której babcia jednej z postaci tak właśnie się nazywa i zawsze owa starsza pani jest moim ulubieńcem. Ciekawe, co te Nany mają w sobie, że tak je kocham? :) Solą w oku był zaś Keith, były mąż Elizabeth. Książka bez czarnego charakteru jest nudna, więc pan Sparks nie mógł o kimś takim zapomnieć.
Zakończenie pozostawiło po sobie niedosyt. Nie było złe, ale, jak dla mnie, czegoś tam brakowało. Nie wiem czego. Może Wy, jeśli czytaliście Szczęściarza będziecie w stanie pomóc mi dojść do tego, czego tam brakowało? Ja w każdym razie wszystkim tym, którzy nie znają tej powieści, polecam ją. Zwłaszcza w te coraz chłodniejsze wieczory. Siądźcie ze Szczęściarzem przy kubku gorącego kakao i razem przeżywajcie jego wzloty i upadki.

Nicholas Sparks
Szczęściarz
Wydawnictwo Albatros

Ken Follett "Filary ziemi"



"To straszne być starym i wiedzieć, że zmarnowało się życie"

Musicie mi wybaczyć, ale od czasu do czasu będę Was bombardowała moimi ulubionymi książkami opisującymi średniowieczne czasy. Filary ziemi są zdecydowanie number 1 na tej liście.
Tę powieść dostałam wieki temu od mamy. Wtedy jeszcze nie było o niej tak głośno, nie było serialu ani gier planszowych.
Na początku książka nieco odstraszała mnie swoją objętością (832 strony). W końcu jednak moja miłość do średniowiecza wygrała z perspektywą czytania prawdziwej cegły.
Akcja tej powieści toczy się w średniowiecznej Anglii, w tle toczy się wojna o władzę między Matyldą a Stefanem z Blois. Książka opisuje historie, jakie miały miejsce w przeciągu kilkunastu lat. Niezwykle trudno jest w kilku zdaniach napisać o czym konkretnie jest ta książka. Poznajemy kilku bohaterów: budowniczego Toma oraz jego rodzinę, Alienę, przeora Philipa, Ellen i jej syna Jacka, Walerana Bigota, a także rodzinę Hamleighów. Każdy z nich jest inny, ma swoje wady i zalety. Chociaż w przypadku tych ostatnich, wad jest zdecydowanie więcej niż zalet.
Średniowiecze to czas, kiedy Bóg był najważniejszy. Ludzie musieli uważać, by nie zrobić czegoś, co sprowadzi na nich gniew boży. Kobiety nie mogły być niezależne, bo zostawały uznane za czarownice, a za to czekała jedna kara - śmierć na stosie. W XXI wieku to, że ktoś żyje ze sobą bez ślubu nie robi na nikim większego wrażenia. Wtedy za coś takiego groziły poważne konsekwencje, które kilku bohaterom dość poważnie skomplikowały życie. Ważnym wątkiem jest budowa katedry w Kingsbridge. Dzisiaj postawienie takiego budynku nie stawi większego problemu. Nie zawsze jednak tak było. O tym właśnie mówią nam Filary ziemi.
To powieść o miłości,nienawiści, zazdrości, walce o władzę i sile ludzkich marzeń. Byłam pełna podziwu dla Jacka, że miał siłę, by dojść do tego, o czym marzył przez całe życie. On i jego matka, Ellen, są zdecydowanie moimi ulubionymi bohaterami. Chciałabym być taką kobietą z jajami, jaką była ta banitka :)
Powieść ma swoją kontynuację, Świat bez końca. Wszystkim tym, którzy mają zamiar zabrać się za nią bez wcześniejszego przeczytania Filarów zdecydowanie odradzam ten pomysł. Są tu nawiązania i pokrywa się sporo wątków.
Ostrzegam tylko, że lektura tej książki może zakończyć się zarwanymi nocami i spóźnieniami do szkoły/pracy, ewentualnie przegapieniem przystanku, jeśli ktoś lubi czytać w środkach komunikacji miejskiej. Za te wszystkie rzeczy autorka niniejszego wpisu nie odpowiada :)

Ken Follett
Filary ziemi
Wydawnictwo Albatros

Greg Iles "Anioł z Missisipi"


"Każdy dzień przeżyj jakby był twoim ostatnim, bo jeden z nich będzie"

Dzisiaj pozwolę Wam odetchnąć od historii pisanych przez życie. Na Grega Ilesa trafiłam przez przypadek. Miałam kiedyś hopla na punkcie książek z wydawnictwa Albatros i pewnego dnia wypożyczyłam tę powieść.
Miejscową społecznością wstrząsa makabryczne odkrycie. Kate Townsend - prymuska, stypendystka Harwardu, mistrzyni sportowa - zostaje znaleziona martwa. Jej kryształowy obraz idealnego człowieka burzy się, gdy na jaw wychodzą bujne fakty z życia dziewczyny. Okazuje się, że była w ciąży i miała kontakty z dilerami narkotykowymi.
Natchez, w którym dzieje się akcja książki, przypomina nieco polskie społeczeństwo, zwłaszcza to małomiasteczkowe, gdzie wszyscy wszystkich znają, a plotki rozchodzą się szybciej niż światło.
O morderstwo zostaje oskarżony lekarz, Drew Elliot, przyjaciel Penna Cage'a. Drugi z mężczyzn był kiedyś prokuratorem i został poproszony o pomoc w dojściu do tego, co wydarzyło się w dniu, w którym ktoś zgwałcił i zabił Kate. Cage nie wierzy w winę swojego znajomego. Z pozoru proste śledztwo zaczyna się z czasem komplikować.
Przyznaję, kocham kryminały, ale pan Iles urzekł mnie nie tylko szybkimi zwrotami akcji i opisami zbrodni. Dokonał on wnikliwej obserwacji młodego pokolenia, które diametralnie różni się od starszego. Cieszą się wolnością, lecz nie bardzo wiedzą co mają z nią zrobić. Łatwo się domyślić, że to prowadzi do tragedii.
Anioła z Missisipi na początku stawiał pewne opory w lekturze, ale z czasem akcja nabrała rozpędu i trudno było oderwać się od książki. Praktycznie do ostatnich stron nie było wiadomo kto zabił.
Książkę mogę polecić nie tylko fanom kryminałów. Coś dla siebie znajdą tu także rodzice. Anioł uświadamia jak bardzo zmieniło się społeczeństwo. Kiedyś młodzież kulturalnie spędzała czas z rówieśnikami. Dziś uprawia seks i bierze narkotyki. Ot, nic wielkiego. To tylko zabawa. Przynajmniej tak tłumaczą to niektórzy z nich. Szkoda tylko, że ich właśni rodzice nie wiedzą co robią dzieci, kiedy wyjdą z domu. Jesteśmy tylko ludźmi i nieposzlakowana opinia czasem nie znaczy nic, gdy ktoś wodzi nas na pokuszenie. O tym właśnie przypomina nam Anioł, którego warto posłuchać.

Greg Iles
Anioł z Missisipi
Wydawnictwo Albatros



Sarah Jones "Pozwól mi odejść"



"Nie wiem kiedy dokładnie przestałam słuchać swojego wewnętrznego głosu i zaczęłam się podporządkowywać, ale mniej więcej od tego czasu moim zachowaniem zaczął w coraz większym stopniu powodować strach"

Do czego zdolni są rodzice by ratować dziecko przed zejściem na złą drogę? Okazuje się, że do wielu rzeczy. Zbuntowana Sarah została oddana do Tadford. Miała to być kościelna placówka pomagająca wrócić na ścieżkę dobra zbłąkanym duszyczkom. Okazało się, że nastolatka trafiła w ręce sekty. Początkowo nie chciała się podporządkować jej wyznawcom, lecz nie miała innego wyboru. Rodzice nie mogli zabrać swojego dziecka przed "nawróceniem go". Sarah straciła więc kontakt z rodziną i zaczęła żyć w nowej społeczności.
Dość długo nie zauważała tego, że umiejętnie nią manipulowano. W końcu przejrzała na oczy i postanowiła uciec. Nie mogła narażać swoich dzieci na niebezpieczeństwo ze strony innych wyznawców. Miała dość robienia tego, co chcą od niej inni i przyglądania się tresurze synów i córki. Kiedy zdobywa się na ucieczkę orientuje się, że jest osamotniona w swoich poczynaniach. Mąż bowiem postanawia wybrać Kościół, nie swoją rodzinę.
Autorka opowiada o panujących w sekcie zasadach, mówi o "praniu mózgu", jakie przeszła. Dawała Kościołowi wiele, w zamian nie otrzymywała nic oprócz obietnic bez pokrycia. Żyła w świecie pełnym kłamstw i nieżyczliwych dla niej ludzi. Sarah przedstawia czytelnikowi wszystko to, przez co przeszła, bez koloryzowania. Chciała opowiedzieć swoją historię ku przestrodze dla rodziców szukających osób, którzy pomogą wyciągnąć ich dzieci ze złego towarzystwa. Czuje się ładunek emocjonalny, jaki przelała na papier. Razem z nią dzieli się gniew i strach. Dopełnienie historii stanowi dodatek "W świecie sekt". Z tego posłowia dowiadujemy się m.in. o mechanizmach rządzących sektami.
Pozwól mi odejść to książka opisująca nie tylko walkę matki o uratowanie dzieci, ale też siłę władzy charyzmatycznego przywódcy, który nie cofnie się przed niczym, by zdobyć wyznawców i podporządkować ich dobie. Nie spotkałam się wcześniej z historią osoby, która przelała na papier swoje wspomnienia z sekty. Jeśli taką znacie, będę wdzięczna za jej polecenie.

Sarah Jones
Pozwól mi odejść
Wydawnictwo Hachette

Judy Westwater "Dziecko ulicy"


Jak już wspominałam przy okazji Żony mormona, lubię czytać historie pisane przez życie. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Po prostu interesują mnie wspomnienia innych ludzi. Książka autorstwa Judy Westwater otworzy na moim blogu cykl powieści opartych na faktach, które zostały wydane przez Wydawnictwo Hachette.
Pamiętacie może o czym marzyliście jako dzieci? Co chcieliście dostać? Ja nie byłam zbyt wymagająca, chciałam dostać Kena do mojej Barbie, no dobra, domkiem dla nich w sumie też bym nie pogardziła.
Judy Westwater miała zupełnie inne marzenia. Jeśli my prosiliśmy rodziców o kupienie jakiegoś drogiego batonika, tak ona chciała zjeść zwykłą bułkę, bo nie miała nic w ustach od kilku dni. Jednak dobrze wiedziała o tym, że to marzenie szybko się nie spełni, gdyż nie zasłużyła na jedzenie. Nie tylko tego małej Judy brakowało w dzieciństwie. Przede wszystkim chciała być kochana. Miała tylko dwa latka, gdy rodzice zostawili ją oraz jej siostry same na kilka tygodni. Dzieci nie miały co jeść, w mieszkaniu było zimno, a o kąpieli nie było nawet mowy. Matki i ojca zupełnie to nie interesowało. Ważniejsi byli dla nich nowi partnerzy życiowi. Kiedy kobieta przyprowadza do domu swojego kochanka, jej mąż wpada w szał. Na jej oczach zabiera wyrywającą się Judy i idzie wraz z nią do swojej kochanki, która od pierwszego dnia zaczyna pałać do dziewczynki nienawiścią. Chyba nie muszę mówić co działo się za zamkniętymi drzwiami. Judy przeżyła wszystko to, czego nie życzy się najgorszemu wrogowi - była głodzona, bita i poniewierana. Co prawda miała dach nad głową, ale ojciec potrzebował jej nie do tego, by mieć komu czytać bajki na dobranoc, lecz po to, żeby móc wykreować wśród innych ludzi wizerunek wzorowego obywatela.
Szkolne lata były dla niej udręką. Nie miała przyjaciół, z którymi mogłaby się bawić, a nauczyciele szydzili z niej nawet podczas apelów, gdzie obecna była cała szkoła. Dziewczyna w żaden sposób nie starała się przed tym bronić. Wiedziała, że nie znajdzie nigdzie wsparcia, a okazanie słabości tylko pogorszy jej złą sytuację. Po wielu latach udaje jej się uwolnić z tego piekła. Zaczyna też walczyć o swoje marzenia.
Ta książka przeraża faktem, że opisane w niej wydarzenia miały miejsce naprawdę. Ja nie potrafiłam zrozumieć zachowania rodziców Judy. Jeśli przestali się kochać - w porządku, takie rzeczy się zdarzają, ale to nie dało im prawa do tego, by zapomnieć o dzieciach. Kto, jeżeli nie dorośli, miał się nimi zająć? One im ufały, kochały je, a oni zmienili ich życie w koszmar. Nikogo nie zainteresował los maltretowanego dziecka. Autorka urodziła się w 1945 roku, więc jej dzieciństwo przypadło na okres, w którym opieka społeczna nie działała zbyt prężnie, jednak czy nauczyciele nie mogli zareagować inaczej na to, co widzieli? Dlaczego nie przyszło im do głowy, że ich uczennica potrzebuje pomocy?
Przeżycia Judy Westwater sprawiły, że postanowiła ona w swoim dorosłym życiu wyciągnąć pomocną dłoń do tych dzieci, które są "niewidoczne" dla społeczeństwa, bo są brudne, głodne i mieszkają na ulicy. Prowadzi dla nich kursy mające na celu nauczenie ich czytania, pisania, a także przydatnego w życiu rzemiosła. Okazuje się, że problemy, z jakimi mierzą się dzisiejsze dzieci ulicy różnią się od tych, z którymi ona musiała sobie poradzić. Wtedy na porządku dziennym nie było handlarzy narkotyków i innych ludzi spod ciemnej gwiazdy. Autorkę przeraża jednak to, że liczba bezdomnych dzieci rośnie.
Książkę polecam wszystkim tym, którzy podobnie jak ja lubią czytać historie oparte na faktach. Ciekawa jestem, czy po przeczytaniu tej historii Wy także nie będziecie mogli na początku znaleźć słów, by o niej opowiedzieć.

Judy Westwater
Dziecko ulicy
Wydawnictwo Hachette



Peter V. Brett "Pustynna Włócznia: Księga I"



Dziś kolejna porcja przygód bohaterów wykreowanych przez Petera V. Bretta. Pustynna włócznia przenosi nas do Krasji, gdzie bliżej poznajemy Ahmanna Jardira. Mężczyzna pojawił się już w jednej z poprzednich części, lecz autor nie poświęcił mu wtedy zbyt wiele uwagi.
Jardir jest konkurentem Arlena w ubieganiu się o tytuł Wybawiciela. Jednak, w przeciwieństwie do swojego przeciwnika, ten tytuł nie przypadł mu dzięki ciężkiej pracy i determinacji w dążeniu do celu, lecz w wyniku spisku, który ukartowała jego żona, Inevera. Ona powiedziała mężowi, że jeśli odbierze posłańcowi magiczną broń, zostanie uznany za tego, który uwolni ludzkość od demonów. Warunek był jeden - aby taki tytuł przypadł mu w udziale, musiał zabić Arlena. Jak się okazało, wcale nie było to takie proste. Niełatwo jest wbić włócznię w serce przyjaciela i skazać go na haniebną śmierć. Co zrobił Jardir? Przekonacie się, jeśli sięgniecie po książkę :)
Wiele razy spotkałam się z opinią, że opis Krasji przypomina świat wyznawców islamu. Przyznaję, że zgadzam się z tym. Tu rządzą mężczyźni, a kobietom w udziale przypadają podrzędne role. Jakby tego było mało, muszą ukrywać swoją twarz przed innymi. Jardir zaś ma wiele żon. Krasja potrzebuje odważnych obrońców, a jedna kobieta nie da mu zbyt wielu synów. Do tego potrzeba całego zastępu matek. I to nie byle jakich. Dodatkowo wojownicy z Krasji prowadzą coś w rodzaju, pozwólcie mi to tak nazwać, świętej wojny. Jeśli umrą na polu walki - są uznani za bohaterów i po śmierci czeka ich chwała, jeżeli zostaną uda im się przeżyć i zostaną kalekami - nie czeka ich nic innego, jak tylko pogarda ze strony wojowników.
W drugiej części znów spotykamy się z Arlenem, Leeshą i Rojerem. Trójka bohaterów pomaga mieszkańcom Zakątka Drwali dojść do siebie po zmasowanym ataku demonów. Uczą ich jak wykorzystywać energię otchłańców, szkolą wojowników i ludzi, którzy, podobnie jak młody minstrel, będą swoją muzyką oczarowywać demony. Jedyną rzeczą, jaka mi nieco przeszkadzała podczas czytania były ciągłe nawiązania do poprzednich części. Przypominanie kim są poszczególni bohaterowie było, jak dla mnie, niepotrzebne i nieco burzyło bieg akcji.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część Pustynnej Włóczni, która leży na półce i czeka na lekturę. Pojawiły się nowe demony i mam nadzieję, że w kolejnej księdze dowiem się czegoś więcej na ich temat. Dziękuję wujkowi Markowi za udostępnienie książki, należy mu się za to pomnik trwalszy niż ze spiży ;)

Peter V. Brett
Pustynna Włócznia: Księga I
Wydawnictwo Fabryka Słów

Susan Hill "Kobieta w czerni"


Drodzy czytelnicy! Zapamiętajcie świętą zasadę: jeśli jakiś film powstał na podstawie książki to najpierw zabierzcie się za nią, a później pójdźcie do kina czy obejrzyjcie ekranizację w zaciszu domowym. Nigdy nie róbcie odwrotnie, bo możecie zrobić sobie krzywdę. Niestety, ja nie zastosowałam się do tej zasady w przypadku Kobiety w czerni i ubolewam nad tym do dzisiaj. Od razu mówię, że nie zrobiłam tego świadomie. Przed obejrzeniem filmu nie słyszałam nigdy o Susan Hill i nie miałam pojęcia o istnieniu tej powieści.
Książka stawiała mi opór i przyznaję, że miałam odczucie, że w filmie zbudowano lepszą atmosferę niż w powieści. Wiem, jako filolog nie powinnam w ten sposób mówić, ale taka jest prawda. Dopiero podejście numer 2 do lektury zmieniło moje nastawienie do Kobiety w czerni. Minął ponad rok od czasu, gdy obejrzałam film, więc sporo rzeczy zdążyło zatrzeć się w mojej pamięci.
Susan Hill przedstawiła nam historię tajemniczego Domu na Węgorzowych Moczarach, który "góruje nad omiatanymi przez morskie wichry bagnami, odcięty od świata i niedostępny, gdy fale przypływu pochłoną Ławicę Dziewięciu Topielców - jedyną drogę, jaka łączy go z lądem". 
Młody prawnik, Arthur Kipps, zostaje wysłany do tego mrocznego miejsca, by doprowadzić do końca sprawę spadkową zmarłej właścicielki posiadłości, pani Drablow. Podczas jej pogrzebu zauważa na cmentarzu anemicznie wyglądającą kobietę. Kiedy decyduje się, by do niej podejść i zapytać, czy nie potrzebuje pomocy orientuje się, że nieznajoma zniknęła. Opowiada o tym wszystkim panu Jerome. Pyta, kim jest ta kobieta, lecz nie otrzymuje odpowiedzi na to pytanie. Nikt nie chce wyjawić mu co zdarzyło się przed laty w Domu na Węgorzowych Moczarach. Wkrótce on sam odkrywa mroczną tajemnicę i zaczyna rozumieć dlaczego wszyscy starają się milczeć w sprawie kobiety w czerni.
Tak, jak już wspomniałam, podczas pierwszego podejścia do książki, nie mogłam przez nią przebrnąć. Wydawała mi się nudna i zupełnie pozbawiona klimatu, jaki zapewniła widzom ekranizacja powieści. Druga lektura zmieniła wszystko. Kobietę w czerni czytałam podczas oberwania chmury i burzy z piorunami. Takich efektów audio-wizualnych mi zdecydowanie było potrzeba. Książka wciągnęła mnie na tyle, że kiedy zadzwonił do mnie telefon, podskoczyłam na fotelu. Nie wspominając już o tym, że bałam się obrócić w stronę przedpokoju, gdzie stoi szafa z lustrami, bo miałam wrażenie, iż kobieta w czerni stoi za moimi plecami i zobaczę jej odbicie.
Dla wszystkich tych, którzy nie czytali tej książki - zabierzcie się za nią podczas burzy. Uwierzcie mi, w takich warunkach lektura sprawi, że będziecie mieć ciarki na całym ciele.

Susan Hill
Kobieta w czerni
Wydawnictwo Amber

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka