Już niebawem rok 2016 odejdzie do historii. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale jakoś teraz natchnęło mnie na podsumowania. W tym roku sporo się u mnie działo.
Pierwsza połowa roku upłynęła pod znakiem przygotowań ślubnych. Załatwiania zaproszeń, chodzenia na nauki i ogarniania spraw wszelakich związanych ze zmianą stanu cywilnego. Patrząc na to z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że lepiej by było, gdybym zabrała swego męża do buszu i tam się z nim hajtnęła, stawiając wszystkich przed faktem dokonanym. Małpy za banana może by nam ślubu udzieliły i obeszłoby się bez tego zachodu. Na szczęście to wszystko już za mną i raczej nie mam zamiaru ponownie wychodzić za mąż.
30.07.2016 godz. 15:00
Tego dnia Zaczytana i Pan Mąż powiedzieli sobie sakramentalne "tak". Dopóki nie obejrzałam filmu, nie pamiętałam mszy. Zżerał mnie stres. Świadomość powróciła do mnie dopiero w momencie, gdy składaliśmy przysięgę. Modliłam się, żeby mąż nie pomylił mojego imienia. Oficjalnie jestem Marią, ale on mówi na mnie Maja. Nawet nie wiecie, jak się stresowałam, że nerwy go zeżrą i powie nie to imię, co trzeba. Na szczęście mąż spisał się na medal i odetchnęłam z ulgą. Potem wszelkie nerwy ze mnie zeszły i pamiętam wszystko. Walkę z welonem uparcie majtającym mi po twarzy, przeniesienie mnie przez próg. Powiedziałam mężowi, żeby się zakręcił, on zrozumiał, że ma mnie postawić, więc spektakularnego okręcenia nie było. Nasze pierwsze "gorzko" goście postanowili odśpiewać podczas konsumpcji rosołu. Nawet nie wiecie, jaki mord miałam wtedy w oczach. Byłam głodna jak cholera, a ci chcieli, żebym się całowała. I to jeszcze z własnym mężem... No litości. A rosół stygł... Pierwszy taniec - układ przygotowany przeze mnie. Uczyłam się kiedyś tańczyć, więc nie miałam z tym większych problemów, także jeśli szukacie nauczyciela tańca, polecam się :) nikt nie ucierpiał, więc i Was nie powinnam zabić :)
26 września 2016
Na świat przyszedł mój ukochany chrześniak. Półtora miesiąca wcześniej. Przeryczałam kilka nocy, kiedy mały był w szpitalu w Wielkiej Brytanii, nie przybierał na wadze, a ja nie mogłam go zobaczyć ani być z siostrą, która nie wiedziała, co dalej z nimi będzie. Początek października miałam praktycznie wycięty z życiorysu. Nie umiałam na niczym się skupić. Myślami byłam za granicą z małą myszą, która miała pić z ciotką urodzinowego szampana, ale postanowiła się wytargać sześć tygodni wcześniej na świat, nie ważąc nawet 2 kilogramów. Na szczęście teraz wszystko jest z nim dobrze, mały rośnie jak na drożdżach. A ciocia aktualnie go niańczy. Także pozdrawiam z brytyjskiej ziemi :)
24 grudnia 2016
Pierwsza Wigilia z moim mężem. Poznaliśmy się przez Internet. Studiowaliśmy w Katowicach, ale on jest z Jaworzna, a ja byłam z niewielkiej miejscowości pod Częstochową, więc na każde święta wracałam do rodziców. Nie tym razem. Odnalezienie się w nowej sytuacji nie było łatwe, lecz nie zamieniłabym tych świąt na żadne inne. W końcu byłam w domu.
Patrząc wstecz, dochodzę do wniosku, że to był dobry rok. Przełomowy, przynajmniej dla mnie. Mam nadzieję, że kolejny mu dorówna. A może będzie lepiej? Przekonamy się :)
Teraz niespodzianka dla tych, którzy wytrzymali do końca. Tak oto Zaczytana i jej mąż wyglądali w dniu ślubu. Wiem, wyglądamy jak dzieciaki, ale 18 lat już mamy od dawna skończone :)
P.S. Wcale nie jestem o tyle niższa od męża. Jesteśmy prawie równi wzrostem, ale nie stałam prosto na zdjęciu i trochę zapadałam się w trawie. Moja kieca swoje ważyła, a siła przyciągania zrobiła swoje, więc trochę kurduplowato wyglądam, ale mam słabość do tego zdjęcia :)