Marta Matyszczak "Mamy morderstwo w Mikołajkach"

 

Rozalia Ginter prowadzi gabinet weterynaryjny w Mikołajkach. Wiedzie w miarę szczęśliwe życie rodzinne. Aż do pewnego wieczora, który zmienia wszystko. Odtąd kobieta skrywa mroczną tajemnicę. Zwłaszcza przed najbliższymi.

W tych samych urokliwych Mikołajkach - na kładce nad kanałem - zawisa ciało mężczyzny. Czy znany w okolicy hotelarz popełnił samobójstwo? A może zabił go Peter Winckler, który przyjechał na Mazury odwiedzić ziemie przodków? Poszlaki się mnożą… Miejscowa policja pod wodzą komendanta Pawła Gintera wszczyna śledztwo. Niestety komendant, prywatnie mąż Rozalii, nie potrafi się skupić na sprawie, zbyt zaaferowany prywatną tragedią…

Całe szczęście, że jest Burbur – kotka o męsko brzmiącym imieniu i diabelskim charakterze, która jako jedyna ma trzeźwy ogląd sytuacji i nie omieszka notować swoich przemyśleń w dość specyficznym pamiętniku...

Jak to się stało, że odkryłam Martę Matyszczak dopiero teraz? Dla mnie ta autorka jest po prostu genialna. Uśmiałam się przy tej książce jak głupia, ale trening mięśni brzucha mam zaliczony, więc warto było.

To nic, że Burbur została opisana jako wredna kotka, uwielbiałam czytać jej wynurzenia. Przy nich bawiłam się najlepiej. Aż zaczęłam się zastanawiać, co myślą o mnie moje koty... Momentami Burbur przypomina troszkę Zofię Wilkońską z "Kółko się pani urwało", ale jest bardziej strawną bohaterką od niej. Przede wszystkim jest kotem, a ja jestem kociarą, więc chyba nie muszę nic więcej tłumaczyć, prawda?

Polubiłam Rozalię, współczułam jej teściowej z piekła rodem i tego, co stało się z Hubertem. Co prawda nie była kobietą idealną, ale nadaje się na kogoś, kto będzie prowadził czytelników przez kolejne tomy (nie licząc Burbur, ale to jest przecież oczywiste). Na temat Pawła mam mieszane uczucia, tak samo rzecz ma się z Heleną i Hanną, choć tę drugą lubiłam bardziej. Jadwiga działała mi na nerwy samym swoim jestestwem. Ona nawet nie musiała nic mówić, wystarczy, że była.

Jeśli chodzi o sam wątek dotyczący wspomnianego w opisie trupa, to był on ciekawie poprowadzony, intrygował. Trochę bałam się tego, że może być poprowadzony w sposób ocierający się o kicz, ale na szczęście tak nie było.

Niełatwo jest mnie zachwycić komedią kryminalną. Poczucie humoru to rzecz subiektywna i to, co bawi jedną osobę, u drugiej może wywołać konkretne ciary żenady i nie ma w tym nic złego. To jest bardzo trudny gatunek, łatwo przegiąć, odbijając bohaterów w krzywym zwierciadle. Marta Matyszczak owszem, też takowego używa, ale robi to bardzo umiejętnie. Jestem bardzo ciekawa tego, co przyniesie kolejna część. Tym bardziej, że zakończenie bardzo mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i intryguje mnie to, w jaki sposób autorka rozwiąże sytuację.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. A czytałaś serię "Kryminał pod psem"? Narrator Gucio jest świetny. A ta książka mimo, że jest komedia kryminalną, to w sumie mnie zasmuciła https://terazjestinaczej.home.blog/2021/07/04/mamy-morderstwo-w-mikolajkach/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie czytałam, ale po tej książce mam w planach nadrobienie książek autorki :)

      Usuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka