Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #418 Bartosz Szczygielski "Dolina Cieni"

 

Kiedy umierasz, życie staje się prostsze.

Tomasz Rach, którego ciało spłonęło podczas wypadku, wie o tym najlepiej. Mężczyzna postanowił wykorzystać swą rzekomą śmierć, by zacząć wszystko od nowa. Przez lata udawało mu się żyć w cieniu, zawsze znajdując sposób na utrzymanie. Może nie do końca legalny, ale kiedy jest się oficjalnie martwym, niektórymi rzeczami nie trzeba się już przejmować

Gdy dostaje intratne zlecenie – jedno z tych, które mogą dać mu kolejną szansę na prawdziwe życie, przyjmuje je bez wahania. Zamiast wybawienia i gotówki znajduje jednak coś innego. Kiedy w jego życiu pojawia się tajemnicza Helena, rozpętuje się piekło, które wyciąga na wierzch grzechy przeszłości.

Przyznam szczerze, że po lekturze tej książki mam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo trudno było mi ją odłożyć na półkę. Autor ma lekkie pióro i potrafi zainteresować opowiadaną przez siebie historią. Jednak z drugiej strony mam wrażenie, że czegoś w tej książce zabrakło. Byłam w stanie przewidzieć niemal wszystkie rozwiązania, jedynie pod koniec parę rozwiązań mnie zaskoczyło. Tyle że jedna z kwestii nie została wytłumaczona i czuję pod tym kątem niedosyt.

Jeśli chodzi o postać Tomasza Racha, to początkowo nie byłam w stanie go polubić. Ni mnie parzył, ni ziębił. Według mnie nabrał rumieńców, kiedy w jego życiu pojawiła się Helena. W sumie od tego momentu akcja ruszyła dla mnie z kopyta. Wcześniej aż tak bardzo się nie wkręciłam. Helena była według mnie jednym z jaśniejszych punktów w tej powieści. Czasem mnie irytowała, ale jej los nie był mi obojętny.

Akcja powieści toczy się dwutorowo. Przeszłość i teraźniejszość przenikają się, uzupełniając historię. Wiele rozwiązań było dla mnie oczywistych. I nie powiem, że czuję się z tego powodu jakoś specjalnie rozczarowana, bo to było logiczne. Ale myślę, że dla osób, które nie są tak "przeżarte" thrillerami jak ja, ta książka będzie w wielu miejscach wielkim zaskoczeniem.

Od razu ostrzegam, że w powieści było krwawo, żeby nie było, że nie mówiłam. Sama miałam czasem problem, żeby przejść przez te bardziej mięsiste sceny. Żołądek parę razy wywinął mi koziołka. Jednak ta brutalność ma swoje wytłumaczenie, to nie jest tak, że autor powpychał tu i tam flaki, żeby było mrocznie i szokująco.

Reasumując - to całkiem niezły thriller. Dobry dla osób, które chcą zacząć swoją przygodę z tym gatunkiem. Ja jestem już starym wyjadaczem, więc nie było dla mnie efektu wow, ale nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka