Karin Smirnoff "Jedziemy z matką na północ"

 

Nie zamierzałam po niej płakać. Ale nie chciałam też żeby umarła.

Matka zmarła. Jana wraz z bratem brorem wyruszają do jej rodzinnej wsi na północy Szwecji, gdzie chciała być pochowana. Na miejscu odkrywają, że wszystko wygląda zupełnie inaczej, niż się spodziewali. Odziedziczony dom jest zajęty przez lokatorów, którzy nie chcą się wyprowadzić, a mieszkańcy wsi żyją według surowych zasad religijnych. Każdy, kto się nie podporządkuje, zostaje wykluczony. Jana od początku jest nieufna, ale bror daje się wciągnąć w świat męskiej dominacji i władzy. Odtąd rozpoczyna się dla kobiety walka o przetrwanie, w której najmniejszy błąd może prowadzić do tragedii, a stawką jest odzyskanie już nie tylko domu, ale także brata.

W drugim tomie swojej trylogii Karin Smirnoff portretuje świat bez nakładania filtrów.

Pierwszy tom tej serii stanowił dla mnie nie lada wyzwanie. Moja korektorska dusza krwawiła, gdy nie było znaków interpunkcyjnych, a nazwy własne były zapisane małymi literami. Tu mamy tylko kropki i wielkie litery na początku zdań, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, wciągnęłam się w tę opowieść, choć przejście przez nią nie było proste, ale po kolei.

Matka Jany i Brora zmarła. Jej dzieci wyruszają na północ Szwecji, gdzie kobieta chciała być pochowana. Kiedy przybywają na miejsce, okazuje się, że dom, który odziedziczyli, jest zamieszkały przez ludzi, którzy ani myślą się wyprowadzić. Jakby tego było mało, mieszkańcy wsi żyją w bardzo religijnej społeczności, nieprzestrzeganie zasad w niej panujących jest równoznaczne z wykluczeniem. Bror szybko wciąga się do tego świata, a Jana musi podjąć walkę, by odzyskać zarówno jego, jak i dom.

Ta historia wciągnęła mnie już od pierwszych stron, ale niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Stawia wiele trudnych pytań dotyczących relacji matki z dzieckiem czy relacji między rodzeństwem. Czasem trudno jest przyjąć płynące z lektury wnioski. Zwłaszcza jeśli chodzi o to, co działo się z matką Jany i Brora, w jaki sposób postępowała. Śmierć matki była dla Jany początkiem nieznanej jej wcześniej drogi. Przejście przez nią było trudne i czytanie o nim wywołało we mnie sporo emocji, czasem aż miałam ochotę rzucać książką po pokoju, patrząc na to, co się dzieje.

Jeśli chodzi o kwestię wspomnianej przeze mnie wspólnoty, to czuję ciarki na całym ciele, gdy sobie o niej przypominam. Miliony by mi mogli płacić, a i tak bym od niej uciekała w podskokach.

To emocjonalnie bardzo wymagająca powieść. Skłania do refleksji, pozostawia po sobie wiele pytań. Czytało mi się ją zdecydowanie lepiej niż pierwszą część cyklu, jednak częściej musiałam wychodzić poza swoją czytelniczą strefę komfortu. Po przeczytaniu niektórych fragmentów robiłam sobie przerwę, żeby ochłonąć.

Wiem, że to wymagająca książka, biorąc pod uwagę formę, w jakiej została napisana, ale moim zdaniem jest warta uwagi. Bardzo uniwersalna w swoim przekazie. Musi jednak trafić na dobry moment. Nie do czytania podczas urlopu, wymaga skupienia. Zanim jednak sięgniecie po tę książkę, przeczytajcie pierwszą część, inaczej będziecie czuć się zagubieni.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka