Liliana Fabisińska "107 sekund"

 

107 sekund. Tyle wystarczy, by świat rozpadł się na kawałki…

Diana samotnie wychowuje córkę, próbując związać koniec z końcem, kiedy na jej drodze pojawia się Norbert: bogaty, czarujący i troskliwy. Wszystko zmienia się jak w bajce – Diana i jej córeczka przeprowadzają się do pięknej willi w sercu Krakowa. A gdy na świat przychodzi Staś, nawet teściowa, dotychczas zimna i niechętna, zaczyna odnosić się do Diany z sympatią. Rodzinną sielankę burzy niespodziewana tragedia. Nikt, łącznie z Dianą, nie ma wątpliwości, że to wyłącznie jej wina. Kobieta pogrąża się w żałobie i rozpaczy. Mąż i teściowa nie pozwalają jej ani na chwilę zapomnieć o wyrzutach sumienia.

Ale czy naprawdę tylko jej nieuwaga doprowadziła do śmierci dziecka? Czy ktoś poda Dianie rękę, żeby wyciągnąć ją z obłędu i pomóc odkryć prawdę? Co ukrywa niedostępna teściowa Diany? I kim jest tajemnicza mścicielka, szukająca sprawiedliwości na portalach internetowych? Prawda może okazać się dużo bardziej skomplikowana, niż się wydaje.

Jedna chwila nieuwag wystarczy, by nasze życie legło w gruzach. 107 sekund - tyle czasu zajęło Dianie napisanie wiadomości do męża. Nie poczuła, że w międzyczasie z jej dłoni wyślizgnęła się rączka jej synka, który wybiegł pod samochód i zginął pod jego kołami. Kobieta obwinia się o śmierć dziecka, zapominając o starszej córce Oli. Nie może też liczyć na wsparcie męża, który zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

Ta powieść jest dobitnym przykładem na to, że skrywane przez lata tajemnice mogą tylko zaszkodzić i doprowadzić do tragedii, a dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Zwłaszcza gdy ktoś myśli tylko o sobie i w głębokim poważaniu ma uczucia osoby, której chce "pomóc".

Do momentu śmierci Stasia książkę czytało mi się dość topornie. Znaczy się, wróć, początek był bardzo dobry, złapał mnie za serce, ale od momentu, gdy pojawił się Norbert, zaczęło być dla mnie zbyt słodko. Zwłaszcza gdy czytałam zachwyty Diany nad nim. Wypadek Stasia przełamał tę słodycz i totalnie przepadłam.

Uwierzyłam w ból Diany po stracie dziecka. Czułam, że moje serce pęka na miliony kawałków, gdy widziałam, jak cierpi. Było mi też żal Oli, którą pozostawiono samą z trudnymi emocjami. Stała się niewidzialna dla rodziców. Jeśli chodzi o Norberta, to od początku wiedziałam, że na niego trzeba uważać, bo coś wywinie. I przeczucie mnie nie zawiodło.

Powieści Liliany Fabisińskiej zmuszają mnie do refleksji. Bohaterowie nie są mi obojętni, a opowiedziane przez nią historie pozostają w mojej pamięci na długo. Tak było też i tym razem. Miałam ochotę walić bohaterów w potylicę na opamiętanie. Niektórych z nich chciałam rozerwać na strzępy, gdy widziałam, jak bardzo są zadufani w sobie, nie potrafią przyznać się do błędu i obwiniają wszystkich dookoła. Niektóre fragmenty książki rozjechały mnie emocjonalnie, ale nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Jeśli szukacie dobrej powieści obyczajowej, to polecam "107 sekund".

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Udostępnij ten post

1 komentarz :

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka