Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #476 S.K. Tremayne "Czarna woda"

 

Hotel Stanhope mieści się na malowniczej i odludnej wyspie Dawzy otoczonej ujściem rzeki Blackwater. Rzeki, w której kryje się zabójcza pułapka. Podczas hucznej imprezy z okazji otwarcia hotelu dochodzi do tragedii. Beztroska kąpiel kończy się śmiercią pięciorga gości porwanych przez zdradliwy prąd – Czarną Wodę.

Hannah, która pracuje w hotelu, była świadkiem tego wypadku, przez co nabawiła się panicznego strachu przed wodą i nie może opuścić wyspy. Uwięziona na Dawzy próbuje dociec, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy, i odkrywa mroczną tajemnicę. Okazuje się, że sama również nie jest bezpieczna…

Uwielbiam thrillery, których akcja ma miejsce w jakimś odludnym miejscu. Niby wszyscy wszystkich znają, winny jest niemal na widoku, a niełatwo dotrzeć do prawdy. Dlatego przebierałam nogami i nie mogłam doczekać się lektury tej książki. A teraz nie do końca wiem, co mam o niej myśleć. Ale po kolei.

Hannah, główna bohaterka, ma fobię. Była świadkiem utonięcia pięciorga osób, przez co teraz panicznie boi się wody i nie może opuścić znajdującego się na wyspie hotelu. Kobieta zmaga się ze swoimi demonami. Chce dowiedzieć się, co wydarzyło się tamtej nocy. Przy okazji odkrywa niebezpieczną tajemnicę. Jeśli chodzi o Hannah, to mam w stosunku do niej bardzo mieszane uczucia. Czasem była tak nieznośną męczybułą, że słuchając jej, chciałam sobie odciąć dopływ tlenu. Ale nie można jej odmówić zaparcia, jeśli chodzi o rozwiązanie dręczących ją spraw. Ciekawsza była dla mnie Kat i fragmenty, w których ciężar opowieści jest skupiony na niej, bardziej mnie intrygowały. Reszta bohaterów moim zdaniem została wykorzystana tylko po to, by stać się katalizatorem do pewnych działań.

Przez połowę książki właściwie nie czuć napięcia. Widzimy młodą kobietę, która przez swoją fobię jest uwięziona w hotelu, ale póki są w nim ludzie, to właściwie niewiele się dzieje. Od połowy książki zaczyna się robić mrocznie. Intrygowało mnie to, jaką tajemnicę skrywa hotel. I nie potrafiłam oderwać się od lektury. Do czasu. Sceny, które rozgrywają się tuż przed finałem. moim zdaniem są naciągane jak stringi na pupie słonia. I rozumiem, że ktoś może być oczarowany takim zwrotem akcji, bo nic go nie zapowiadało. Ja jestem nim rozczarowana, bo nic go nie zapowiadało. Szkoda, że autor bardziej nie budował napięcia w tym kierunku.

Nie powiem, że żałuję, że sięgnęłam po tę książkę, bo miała dobre momenty. Jednak liczyłam na coś zupełnie innego. Mam wrażenie, że autor nie do końca wiedział, na czym chce się skupić, wrzucił do środka za dużo rzeczy, nie idąc jednocześnie w stronę finałowego rozwiązania. Mam wrażenie, że zakończenie jest z innej książki. I to jeszcze ociekającego lukrem romansu. Niestety, ale dla mnie potencjał tej historii nie został w pełni wykorzystany.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Udostępnij ten post

1 komentarz :

  1. Ciekawa jestem , czy miałabym podobne do Twoich wrażeń odczucia, więc jak będzie okazja, to po książkę sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka