Ildefonso Falcones "Ręka Fatimy"

 

Hiszpania, druga połowa XVI wieku. Obecni na terenie Półwyspu Iberyjskiego od ponad ośmiu stuleci muzułmanie stali się mniejszością. Katolicka Hiszpania nie zna dla nich miłosierdzia – ograniczani pod względem ekonomicznym, poniżani z pobudek religijnych, wyznawcy islamu są zmuszani do wyrzeczenia się swojej wiary i obrzędów… Coraz mniej liczni Maurowie mają dość niesprawiedliwości i prześladowań. Raz jeszcze wypowiadają wojnę chrześcijanom i powstają przeciwko Kastylijczykom na wzgórzach Grenady.

W powstaniu uczestniczy młodziutki Hernando Ruiz, nieślubny syn muzułmanki zgwałconej przez księdza, z racji pochodzenia odrzucany i przez muzułmanów, i przez chrześcijan. Ratuje życie trzynastoletniej Fatimie i zakochuje się w niej z wzajemnością. Dziewczyna musi jednak poślubić Brahima, ojczyma Hernanda, nienawidzącego go od dnia, kiedy pojął za żonę jego ciężarną matkę.

Hernando Ruiz jest nieślubnym synem Aiszy. Przyszedł na świat jako owoc haniebnego czynu, którego dopuścił się ksiądz. Chłopak nie jest akceptowany zarówno przez muzułmanów, jak i przez chrześcijan. Mało tego, wychowuje się w domu ojczyma, który szczerze go nienawidzi. Pewnego dnia Hernando ratuje życie młodej Fatimie. Zakochują się w sobie, jednak los sprawia, że Brahim, ojczym chłopaka, zostaje jej mężem. Hernando jednak o niej nie zapomina. Ta historia toczy się wśród niespokojnych czasów. Maurowie, nękani przez chrześcijan, wypowiadają im wojnę. 

To była bardzo trudna pod kątem emocjonalnym książka. Porusza bowiem między innymi tematykę związaną z prześladowaniem na tle religijnym. Nigdy nie zrozumiem tego, jak można uważać się za lepszego od kogoś innego tylko ze względu na wyznawaną wiarę. Nie patrzę na człowieka przez pryzmat tego, do kogo się modli. Mam wśród znajomych wyznawców islamu, nigdy żaden z nich nie próbował namówić mnie do tego, żebym zmieniła wiarę, nigdy nie byłam obrażana na tle religijnym czy traktowana gorzej, bo nie jestem muzułmanką. I nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym kogokolwiek źle traktować, bo nie jest katolikiem. Mogę z kimś porozmawiać o jego wierze i przekonaniach, żeby poznać nieznany mi świat, ale nic poza tym. Wielu bohaterów tej powieści nie miało takiego podejścia do życia, dlatego hiszpańska ziemia spłynęła krwią...

Miałam problem z wejściem do tego świata. "Ręka Fatimy" to zupełnie inny kaliber, jeśli chodzi o akcję, niż "Katedra w Barcelonie". Początkowo nie czułam wielkiego przywiązania do Hernanda, nieco bliżej było mi do Aiszy. Potem pojawiła się Fatima, która będzie miała specjalne miejsce w moim sercu. Nie zawsze było mi po drodze z tym, co robiła, nie zgadzałam się z nią w wielu kwestiach, ale nie była mi obojętna. Podziwiałam jej wolę walki i było mi bardzo przykro, gdy widziałam, jak doświadczył ją los. Hernando wyrobił się z czasem, nie będę miała do niego takiego sentymentu jak do Arnaua, ale pokazał mi niezwykłą stronę miłości. Zarówno tej do kobiety, z którą idzie się przez życie, jak i do matki. I tutaj ponownie wspomnę o Aiszy. Początkowo było mi do niej bardzo blisko, jednak trudno było mi się pogodzić z pewną decyzją, którą podjęła, i zaczęłam się dystansować w stosunku do niej.

Ta powieść pokazuje nieznany nam świat. Uchyla rąbka muzułmańskiej społeczności. Pokazuje, jak wygląda tam dynamika relacji, kiedy na przykład kobieta może postarać się o rozwód. Są ludzie, których się kocha, jak i tacy, których się nienawidzi. Podobnie jest po drugiej stronie konfliktu. Trzepało mnie, gdy widziałam, jak jedni i drudzy krzywdzili się ze względów religijnych. Trudno było mi patrzeć na rzeź. Tak, pod względem okrucieństwa ta powieść bywa czasem trudna do dźwignięcia. Pewna pieczeń będzie mi się śniła jeszcze długo po nocach.

Warstwa historyczna nieco spowalnia akcję, ale dzięki niej przeniosłam się w czasie. Opisy są według mnie bardzo plastyczne. Byłam w stanie wyobrazić sobie to, jak wygląda miejsce akcji (co czasem było dla mnie przekleństwem, zwłaszcza na początku, potem już przygotowałam się na to, co może mnie czekać). Widać, że autor włożył sporo pracy w to, by oddać realia XVI-wiecznej Hiszpanii, to długa, ale dobra lekcja historii.

Jestem Grinchem, jeśli chodzi o historie miłosne, ale w opowieści Fatimy i Hernanda było coś na swój sposób magicznego. Nie zawsze rozumiałam podejmowane przez nich decyzje, potrzebowałam chwili, by zrozumieć, czym się kierują, ale czekałam na ciąg dalszy ich historii. Bardzo burzliwej, naznaczonej nie tylko szczęściem, ale również cierpieniem. Widać ich rozdarcie między tym, co powinni zrobić w imię religii, a do czego nakłania ich serce. I to według mnie jest siłą tej powieści. Nie spływające krwią ulice, nie walki, ale relacja między Hernandem i Fatimą.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Albatros

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka