Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #455 Annie Ward "Klub kłamców"

 

Natalie, asystentka administracyjna w elitarnej prywatnej szkole położonej w górskim miasteczku w stanie Kolorado, marzy o życiu takim jak to prowadzone przez matki uczniów, z którymi codziennie ma do czynienia. Kobiety pokroju Brooke – zabójczej dziedziczki fortuny, która szaleńczo kocha swoją córkę i regularnie zdradza męża – czy Ashy, nadopiekuńczej mamy podejrzewającej swojego męża o romans. Losy wszystkich trzech bohaterek splatają się za sprawą przystojnego wicedyrektora do spraw sportowych, Nicholasa, którego Natalie kocha, Brooke pożąda, zaś Asha – potrzebuje.

Pewnego ranka ze szkoły zostają wyniesione dwa ciała. Napięcia pomiędzy kobietami rywalizującymi o względy mężczyzn oraz mroczne sekrety skrywane przez wszystkich roztrzaskują piękną fasadę położonego na uboczu, zamożnego miasteczka, którego mieszkańcy nie mają żadnych hamulców w pogoni za tym, na czym najbardziej im zależy.

Sięgając po tę książkę, nie do końca wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Opis zalatywał nieco tanim romansem, a jak wiecie, ja i romanse to nie są wyrazy bliskoznaczne. Ale kusiły mnie te dwa ciała znalezione w szkole. Byłam ciekawa, co się stało. Miałam pewne przypuszczenia, jednak chciałam je zweryfikować.

Ta książka to nie jest typowy thriller. To powieść obyczajowa, w której pojawiają się wątki kryminalne. I trzeba się sporo naczekać, zanim się rozkręcą. W sumie nie powiem, żeby jakoś bardzo zaskoczyło mnie to, w którą stronę podążyła całość. Jak wspomniałam wcześniej, miałam pewne myśli dotyczące tej sprawy w głowie, zanim zabrałam się za lekturę. Z tą książką będą lepiej bawić się czytelnicy, którzy nie czytają zbyt często kryminałów. Starzy wyjadacze gatunku szybko rozwikłają zagadkę i będą czuć ogromny niedosyt.

Jeśli chodzi o główne bohaterki, to największą niewiadomą była dla mnie Natalie. Nie wiedziałam, czym mnie zaskoczy i czekałam na fragmenty z nią, choć czasem była męcząca. Asha była typową nadopiekuńczą mamą, która nie zapadnie mi raczej w pamięć. Brooke za to działała mi na nerwy. Typowy bogaty burak, któremu wydaje się, że wszystko jej należy. O jak ja jej życzyłam nadepnięcia gołą stopą na klocek Lego. Dawno nikt mnie tak nie wkurzył. I to wbrew pozorom dobrze o niej świadczy, bo wzbudziła we mnie emocje.

Akcja powieści dość wolno się rozkręca, momentami jest nużąca. Dopiero druga połowa bardziej mnie zaintrygowała, jednak nie byłam ostatecznym targetem tej historii. Jak wspomniałam wcześniej, to książka dla osób, które nie siedzą po uszy w kryminałach. Ma dobre momenty, jednak dla mnie to było trochę za mało.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Udostępnij ten post

3 komentarze :

  1. Powieść obyczajowa z wątkami kryminalnymi brzmi zachęcająco, jednak szkoda, że zbyt przewidywalne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twórczości autorki jeszcze nie znam. Bardzo ciekawy opis książki, dam jej szansę jeśli spotkam w bibliotece. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka