Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #574 Tom Hindle "Morderstwo nad jeziorem Garda"

 

Na prywatnej wyspie Castello Fiore, otoczonej lśniącymi wodami jeziora Garda, uznana rodzina Heywoodów gromadzi się na ślub swojego syna Laurence'a z włoską influencerką Evą Bianchi.

Jednak gdy ceremonia się rozpoczyna, przeraźliwy krzyk przerywa wszystko, wstrząsając całym wydarzeniem.

Goście weselni zostają uwięzieni, czekając na przyjazd policji, w międzyczasie dawne sekrety wychodzą na jaw, grożąc, że rodzinne rywalizacje wybuchną na nowo.

Co prawda lato niespecjalnie nas rozpieszcza, ale dzisiaj opowiem o książce, którą możecie zabrać ze sobą na wczasy, jeśli gdzieś się wybieracie.

Żyli długo i szczęśliwie... ale nie tym razem. Bajkowy ślub zmienił się w krwawą jatkę. Zamiast reportażu z wesela pojawia się raczej materiał dla reporterów śledczych. Miało być wesele, jest trup. Ten, kto pomógł pewnej osobie przenieść się na łąki wiecznie zielone, wciąż znajduje się wśród gości. Kto i dlaczego popełnił zbrodnię?

Nie wiem jak Wy, ale ja, gdy czytam książki o bogaczach, to sama mam czasem ochotę kogoś skrócić o głowę, bo zachowuje się tak, jakby był królem świata. Tu również nie brakuje takich postaci. Kocham ludzi, którzy myślą, że są lepsi, bo mają kasę, a gdyby im ją zabrać, to by sobie nawet sami nie umieli butów zawiązać. Nie wspominając o zrobieniu zakupów w sklepie spożywczym. I za każdym razem, gdy takiej osobie dzieje się krzywda, czuję ogromną satysfakcję. Tak było też w tym przypadku. Nie powiem, że żal mi truposza. Bardziej było mi żal tej osoby, która pójdzie siedzieć za popełnienie czynu zabronionego.

Wystarczyło jedno zdanie, żebym zorientowała się, kto stoi za zbrodnią. Jak się okazało, moje spostrzeżenia były trafne. Nie wiedziałam tylko, jaki był motyw, choć i na to wpadłam, zanim zagadka się rozwiązała. Czy czuję się z tego powodu rozczarowana? Nie powiedziałabym. Nie nastawiałam się na to, że ta powieść wciśnie mnie w fotel. Mignęła mi gdzieś wzmianka o tym, że to raczej lekka książka. I w sumie się z tym zgadzam.

Nie ma tutaj jakoś bardzo mocno zarysowanych relacji między poszczególnymi bohaterami. A biorąc pod uwagę konflikt w rodzinie, troszkę na to liczyłam. Za to niemiłosiernie działała mi na nerwy Abigail. Rozumiałam jej niepokój, ale przesadzała ze swoimi teoriami spiskowymi. 

Jeśli czytaliście sporo kryminałów, pewnie bez większego problemu zorientujecie się, kto popełnił zbrodnię. Nie powiem, żeby pod tym względem intryga była skomplikowana. Pojawiają się wątki, których zadaniem jest zmylenie czytelnika, ze mną się nie udało, ale może Was autor wyprowadzi w pole.

Po raz kolejny zalałam się krwią, widząc, jak bogactwo przewraca niektórym w głowie. Ta postawa "należy mi się, bo mam kasę" sprawia, że nóż mi się w kieszeni otwiera. I przyznam, że za żadne pieniądze nie chciałabym stać się częścią rodziny Heywoodów. Jedynie Toby się jakoś broni. Zaimponował mi swoją postawą. Dopłacę za wysłanie reszty jego bliskich rakietą w kosmos.

Reasumując, książkę pochłonęłam właściwie jednym tchem. Rozdziały nie są długie, dzięki czemu dochodzi się do zakończenia dość szybko. Nie czułam większego napięcia, ale nie powiem, że nudziłam się w trakcie lektury. Według mnie to dobra książka dla kogoś, kto chce sobie poczytać coś, leżąc na leżaczku i opalając się.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Udostępnij ten post

1 komentarz :

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka