Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #587 Chris Panatier "Odkupienie Morgan Bright"

 

Hadleigh Keene zmarła, wracając ze Szpitala Psychiatrycznego Hollyhock. Przyczyny śmierci pozostają nieznane. Morgan - siostra Hadleigh - czuje się winna.

Rok później sprawa wciąż jest nierozwiązana. Morgan tworzy więc fałszywą tożsamość cierpiącej gospodyni domowej Charlotte Turner i zgłasza się do szpitala. Szybko odkrywa, że w Hollyhock coś jest nie tak. Panujące w szpitalu osobliwe rytuały sprawiają, że wkrótce zaczynają ją dręczyć niepokojące wizje. Charlotte zdaje się żyć własnym życiem i z każdym dniem coraz bardziej dominuje.

Dzisiaj będzie mowa o książce dla pełnoletnich czytelników, więc jeśli nie macie skończonych 18 lat, to życzę Wam pięknego dnia, ale wróćcie po inspirację do lektury kiedy indziej. To nie jest historia dla Was. I od razu ostrzegam, że to powieść dla czytelników o mocnych nerwach. Ja jestem zaprawiona w boju, ale i tak miałam nie lada problem, żeby momentami dźwignąć tę opowieść.

Hadleigh, siostra Morgan, zmarła, wracając ze szpitala psychiatrycznego. Kobieta ma wyrzuty sumienia i jako Charlotte Turner zgłasza się do szpitala. Odkrywa, że z Hollyhock jest coś nie tak. Na dodatek przyjęta na czas wizyty w ośrodku osobowość zaczyna przejmować kontrolę nad Morgan. Jakie tajemnice skrywa to miejsce i co stało się z Hadleigh?

To była jedna z najdziwniejszych powieści, jakie czytałam. Potrzebowałam chwili, żeby przyzwyczaić się do tego, w jaki sposób ta opowieść jest prowadzona. Mamy tu nie tylko sceny w szpitalu, ale także pewne przesłuchanie, a całość jest okraszona innymi elementami, która ma się ostatecznie złożyć w całość, jednak nie będę spoilerować, o co chodzi.

Już od samego początku, gdy Morgan jako Charlotte znalazła się w szpitalu, czułam niepokój. Te rytuały, którym były poddawane kobiety, brrr... To miejsce wzbudzało we mnie bardzo złe emocje i obawiałam się tego, co mogę w nim znaleźć. Nie do końca też wiedziałam, co dzieje się naprawdę, a co jest wytworem wyobraźni.

Pierwsza połowa książki moim zdaniem zdecydowanie mniej ryję banię niż druga. Chociaż ten spokój jest pozorny. To, co dzieje się za połową, łooo panieeee. Tu już trzeba mieć nerwy ze stali. Przyznam, że kilka razy odkładałam książkę, bo to, o czym czytałam, było dla mnie za mocne i musiałam ochłonąć. Zalewała mnie krew, gdy widziałam, co robiono z kobietami.

Nie była to książka, którą mogłam przeczytać jednym tchem. O ile pierwsze 50 stron byłam w stanie ogarnąć za jednym posiedzeniem, o tyle później robiło się trudniej. I żebyśmy się dobrze zrozumieli, to nie jest zarzut z mojej strony. Po prostu ta historia to momentami jest prawdziwy emocjonalny walec. Końcówka rozłożyła mnie na łopatki i raczej szybko się nie pozbieram.

Podkreślę raz jeszcze, że to powieść dla czytelników o stalowych nerwach. Poruszane tutaj wątki są bardzo trudne. Zaciera się też granica między tym, co wyprawiało się tam naprawdę, a co było wytworem wyobraźni. Jeśli lubicie ryjące psychikę powieści, to ta może Was zainteresować.

Wpis powstał przy współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka