Komisarz Sokołowski, wrocławski policjant z wieloletnim doświadczeniem, trafia na pozornie spokojną prowincję – do Wschowy, gdzie największe przestępstwa to znikające z piwnic słoiki. Wydaje się, że nic go tu nie zaskoczy, ale spokój bywa złudny.
Gdy młoda matka odbiera sobie życie, w Sokołowskim budzi się instynkt śledczego – coś w tej sprawie nie daje mu spokoju. W tym samym czasie w okolicy zaczyna kiełkować prawdziwe zło, gdy niepozorny lokalny złodziej nagle zmienia się w bezwzględnego oprawcę.
Po przeczytaniu tej książki czuję się źle. Trudno mi znaleźć słowa, które oddałyby to, co dzieje się w mojej głowie. Ogarnęło mnie tak ogromne poczucie bezsilności na widok wszystkich złych rzeczy, które działy się w tej książce, że brak mi tchu.
Wschowa, pozornie spokojna prowincja, to tutaj trafił wrocławski policjant z wieloletnim doświadczeniem, komisarz Tomasz Sokołowski. Pewnego dnia Paulina, młoda matka, odbiera życie sobie i swojej małej córeczce. Sprawa zostaje uznana za samobójstwo. Sokołowski czuje jednak, że kryje się za nią coś więcej.
To opowieść dla czytelników o mocnych nerwach. Nagromadzenie patologii maści wszelakiej jest tutaj ogromne. Chociaż jestem weteranką, jeśli chodzi o kryminały i thrillery, nie byłam w stanie przeczytać tej książki jednym tchem, musiałam robić sobie przerwy. Miejscowość, w której się znalazłam, była przesiąknięta złem. Skrytym głęboko pod skórą, o istnieniu którego wiele osób wiedziało, ale nic z tym nie zrobiono. Nie zgłaszano, bo oprawca po wyjściu z więzienia się zemści, nie interweniowano, bo ofiara nie zgłosiła popełnienia przestępstwa. Przebywanie z mieszkańcami tej miejscowości napełniało mnie niepokojem. Z jednej strony bałam się tego, co znów zrobią, z drugiej strony chciałam mimo wszystko przekonać się, jaki finał będzie miała ta historia.
Było mi ogromnie żal Pauliny i małej Dorotki. Nie zasłużyły na to, co je spotkało. Miałam ochotę przytulić Paulin i powiedzieć jej, że nie jest sama. Zabrać z jej ramion choć część ciężaru, jaki na nią spadł. Pałałam za to nienawiścią do Krzyśka i Heńka. Czułam, jak podnosi mi się ciśnienie, gdy tylko pojawiali się na kartach powieści.
Ta historia pokazuje, co dzieje się, gdy pozwoli się rozprzestrzenia złu, gdy pojawia się ciche przyzwolenie na krzywdzenie drugiego człowieka, a sprawca czuje się bezkarny i żyje w przeświadczeniu, że to ofiara jest winna i zasługuje na karę. Pokazuje również to, co dzieje się z ludźmi, którzy mają problemy z alkoholem. Do czego są zdolni pod jego wpływem. I co czują ich dzieci, z czym muszą się mierzyć.
Każda powieść Piotra Kościelnego to dla mnie emocjonalny walec nabity kolcami. Jednak nie żałuję lektury żadnej z nich. Tej też. Co prawda czytanie sprawiało mi ból, ale w mojej głowie pozostało wiele pytań. Przekonałam się również, do czego może doprowadzić ludzka bezsilność czy ciche pozwolenie na przemoc.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

przez
Blokotka
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)