Adam Kopacki "Witamy w piekle"

 

Obyczajowy portret współczesnych trzydziestolatków. Kasia, Julka, Michał i Jarek poznają się w pracy, rozmawiają o własnych problemach, trudnych relacjach i planach na przyszłość.

Surowy ojciec, zagubiona matka, rodzice decydujący o życiu dzieci albo z niego znikający – to bolączki głównych bohaterów, którzy muszą odnaleźć się w korporacyjnym świecie, gdzie rządzi wyścig szczurów, a na mobbing wszyscy przymykają oko.

Sprawy komplikują się na pełnej ognia imprezie firmowej, kiedy całej czwórce kumulują się problemy rodzinne. Czy uda im się wyjść cało z opresji i uporać z własnymi demonami?

Witamy w Hell...o!

Jarek, Michał, Kasia i Julka poznali się, gdy rozpoczęli pracę w korporacji, w której wszystko ładnie wygląda na papierze. Każde z nich niesie ze sobą bagaż doświadczeń i próbuje odnaleźć się w nowym miejscu.

Przyznaję szczerze, że początek książki był dla mnie niespecjalnie wciągający. Nawet zastanawiałam się, czy nie odłożyć jej na jakiś czas, ale wtedy weszła Gosia cała w bieli i przepadłam. Ta bohaterka to guru od spraw BHP. Może wydawać się przerysowana, ale dla mnie była kobiecą wersją mojego szkoleniowca z BHP. Serio, niektóre jej teksty były żywcem od pana Ryszarda wzięte. Gosia to była moja mistrzyni. Podobnie jak pani Danusia. Obie kocham miłością nieskończoną.

Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to najbardziej zaintrygowała mnie Kasia. Kiedy czytałam o tym, co działo się w jej życiu, na przemian było mi jej żal i czułam, jak budzi się we mnie chęć, by zamordować ludzi z jej otoczenia. Jednocześnie miałam ochotę nią potrząsnąć. Tylko wiem, że tak to nie działa, kiedy człowiek siedzi po same uszy w bagnie. Dopóki sam tego nie zauważy, można sobie ręce po łokcie urobić, próbując go z niego wyciągnąć, a nic to nie da.

Z całego serca życzę Elżbiecie, Ilonie i Bartkowi tego, żeby bosą stopą w Lego wleźli. Jak oni mi działali na nerwy... Na sam dźwięk ich imion krew mnie zalewa. Zwłaszcza na dźwięk imienia Bartka. Nie wiem, ile by mi musieli płacić, żebym chociaż 5 minut z nim w jednym pokoju wytrzymała.

Ta książka to krótki, ale gorzki opis tego, jak wygląda nasze społeczeństwo. Przyklejamy uśmiech do twarzy, zapewniając wszystkich i samych siebie, że jest ok, a tak naprawdę w środku wszystko krzyczy i rozrywa się na strzępy. Sama tak kiedyś robiłam, więc wiem, o czym mówię. Łatwiej jest założyć maskę, niż przyznać się do tego, że coś jest nie tak i poprosić o pomoc. 

Trochę żałuję, że tak mało czasu spędziłam z bohaterami, chciałabym lepiej ich poznać. Są dobrze zarysowani, ale mam poczucie, że jeszcze coś mogliby mi o sobie powiedzieć. Mimo tego, że byli doświadczeni przez życie, polubiłam ich i nawet odnalazłam w każdym z nich cząstkę siebie.

Na pierwszy rzut oka ta historia wydawała mi się niepozorna, ale uderzyła w czułe struny i dała mi do myślenia.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka