Jolanta Sowińska-Gogacz, Błażej Torański

 

Przemilczana opowieść o jedynym niemieckim dziecięcym obozie koncentracyjnym na terenach Polski.

Obóz przy ulicy Przemysłowej - obóz koncentracyjny dla polskich dzieci, utworzony na terenie łódzkiego getta. Trafiały tam dzieci od szóstego do szesnastego roku życia. Zmuszano je do pracy ponad siły, bito, głodzono i "wychowywano" morderczymi ćwiczeniami czy polewaniem zimną wodą i zmuszaniem do stania na mrozie.

Helenka w momencie osadzenia miała jedenaście lat. Do dzisiaj w nocy budzi się co godzinę.

Zuzanna też miała jedenaście lat. W pierwszej pracy po wojnie przed dyrektorem stawała jak przed komendantem.

Leon trafił do obozu jako dziewięciolatek. Co noc krzyczy i płacze.

Kiedy słyszą nazwisko Pohl, robi im się słabo. Eugenia Pohl była jedną z najokrutniejszych strażniczek obozu - katowała dzieci, polewaniem zimną wodą skazywała je na śmierć przez wychłodzenie.

Opowieść o miejscu, które skazano na zapomnienie. Opowieść, która oddaje głos ostatnim świadkom. Opowieść o dziecięcym piekle.

Słyszeliście kiedyś o dziecięcym obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu? Ja nie, po raz pierwszy usłyszałam o tym, gdy przeczytałam o premierze tej książki. Wiedziałam, że będę miała po lekturze roztrzaskane serce, ale nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Muszę powiedzieć, że żadna książka o tematyce wojennej tak mną nie wstrząsnęła. Będę potrzebowała sporo czasu, żeby pozbierać się po jej przeczytaniu, ale nie żałuję, że się z nią zapoznałam, to kawał piekielnie trudnej historii naszego kraju, którego nie wypada nie znać.

Matki wolały widzieć swoje dzieci martwe niż w tym obozie. Wiedziały, że czeka tam na nie wyłącznie cierpienie. Dlaczego dzieci tam trafiały?

"Sierota, włóczy się bez środków do życia",
"Przeszkadza otoczeniu i wywiera ujemny wpływ na dzieci niemieckie",
"Bezcelowość dalszego wychowania",
"Zarabia, odnosząc walizki z dworca kolejowego w Katowicach",
"Miał przy sobie zapałki"...

Choć zwykle czytam takie książki w parę godzin, przeczytanie tej zajęło mi kilka dni. Musiałam dawkować sobie lekturę, nie umiałam przeczytać wszystkiego na raz. Za dużo w tej książce było cierpienia. Mamy tu wspomnienia ludzi, którym udało się przeżyć to piekło. Moje serce pękało za każdym razem, gdy czytałam o tym, jak dzieci bito, jak jadły zgniłe warzywa, szczury albo obgryzały swoje rączki. Nigdy nie zrozumiem takiego okrucieństwa w stosunku do dzieci, które nic nikomu złego nie zrobiły. Dorośli ludzie jeszcze są w stanie jakoś się bronić, dzieci nie. Mimo wszystko mali osadzeni pomagali sobie. Mieli tylko siebie, więc starali się trzymać razem.

Lektura tej książki uświadomiła mi, że nic nie wiemy o strachu, głodzie i cierpieniu. Mamy tak dużo, a często nie potrafimy tego docenić. Często nie potrafimy podać sobie pomocnej dłoni. Płakałam, gdy czytałam, jak ci ludzie troszczyli się o autorkę podczas wywiadów. To od nich powinniśmy się uczyć życia i podejścia do drugiego człowieka.

Nie umiałam spokojnie patrzeć na zamieszczone w książce zdjęcia, na których są mali więźniowie. Czułam, jak napływają mi łzy do oczu. W szkole nie mówi się o tym obozie, a powinno. To bardzo trudna lektura, ale warto się z nią zapoznać. Podziwiam autorów za ogrom pracy, jaką wykonali. Dzięki nim pamięć o małych więźniach nie zaginie.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka