Elżbieta Cherezińska "Sydonia. Słowo się rzekło"

 

Na przełomie XVI i XVII stulecia Księstwo Pomorskie przeżywało swój złoty wiek, a przez Europę przetaczała się fala polowań na czarownice. Dotarła do Szczecina. Tam, w 1620 roku stracono Sydonię von Bork. Jej procesem żyło całe Księstwo, bo oskarżona należała do najstarszego szlacheckiego rodu Pomorza, a wśród stawianych jej zarzutów znalazł się jeden szczególny: uśmiercenie panującego księcia. Broniła się niemal rok. Odwoływała zeznania złożone podczas tortur. W końcu przyznała się i została stracona. Tyle że po jej śmierci książęta z panującego rodu Gryfitów zaczęli umierać jeden po drugim. Na oczach przerażonych Pomorzan wymarła ich rodzima dynastia, a księstwo zniknęło z map, rozszarpane pomiędzy Szwecję i Brandenburgię. Legenda o klątwie rzuconej przez Sydonię na ród Gryfitów na trwałe zagościła w umysłach mieszkańców. Mówiono, że to zemsta za niedotrzymaną obietnicę.
Elżbieta Cherezińska jest jedną z moich ulubionych autorek. Jej powieści historyczne były w stanie oderwać mnie od rzeczywistości i przenieść do innego świata. Dlatego też bardzo czekałam na tę książkę. 

Sydonia von Bork była szlachcianką, która została oskarżona o czary, ścięta, a jej ciało zostało spalone na stosie. Była piękną kobietą, jako młoda dziewczyna trafiła na dwór Filipa I, gryfickiego księcia. Tam zakochała się ze wzajemnością w jego synu, Erneście Ludwiku. Przyjęła jego oświadczyny, do ślubu jednak nie doszło. Mężczyźnie nie pozwolono poślubić kobiety z niższego stanu. Od tego czasu życie Sydonii stało się pasmem nieszczęść. Popadła w konflikt z bratem, który miał ją utrzymywać, jednak migał się od tego obowiązku. Czara goryczy przelała się, gdy postanowił się ożenić. Sydonia miała kilku kandydatów do swojej ręki, jednak ostatecznie nie wyszła za mąż. Sądziła się z bratem o pieniądze. Interesowała się zielarstwem. Pod koniec życia została oskarżona o czary i stracona.

Mam problem z tą książką, a właściwie z pewną jej częścią. Nie można odmówić autorce tego, że oddała ducha czasów, w których żyła Sydonia. Skakało mi ciśnienie, gdy czytałam o tym, jak kobieta sądziła się z bratem i o tym, jak nie pozwolono jej poślubić ukochanego mężczyzny. Wtedy uczucia nie znaczyły nic, jeśli zakochani byli z różnych warstw społecznych. Początek powieści mnie kupił, poczułam magię, zacierałam ręce na myśl o lekturze, która mnie czeka. Pierwsza część do pewnego momentu też była dla mnie bardzo dobra. Nieco mniej zaangażowana byłam w to, co działo się, gdy Sydonia opuściła dwór. Po scenie z chrzcinami mój zapał do lektury nieco osłabł. Dopiero w ostatnim rozdziale części II zaczęłam się bardziej interesować tym, co się dzieje. Druga część "Sydonii" również mocno mnie zaangażowała i wzbudziła sporo emocji. Czasem miałam ochotę rzucać książką po pokoju, widząc, co dzieje się wokół Sydonii.

Postać Sydonii wzbudza we mnie sprzeczne uczucia. Czasem podziwiałam ją za charakter, a czasem była taką męczybułą, że bolało jej słuchanie. Większości bohaterów nie lubiłam, ale to nie dlatego, że byli źle wykreowani, po prostu byli parszywymi ludźmi albo tak zgorzkniałymi, że przebywanie w ich towarzystwie aż bolało. I nie jest to zarzut z mojej strony - bohaterowie, którzy wzbudzają we mnie emocje, są dobrze wykreowani. A że wzbudzają te złe, to już inna sprawa. Matka Ernesta Ludwika irytowała mnie samą swoją obecnością, on sam i jego rodzeństwo nie byli źli. Ulricha, brata Sydonii, sama bym na stosie spaliła. Jej siostra Dorota wzbudzała we mnie mieszane uczucia i nie do końca potrafię powiedzieć, czy bardziej jej współczułam, czy bardziej mnie irytowała.

Nie jest to lektura na raz. Odradzam też czytanie jej do poduszki, bo można szybko zgubić wątek, a w pewnym momencie dzieje się naprawdę sporo i trzeba uważać, żeby nic nie umknęło, ponieważ ma się potem wrażenie, że coś nas ominęło. Ta historia wymaga pełnego skupienia czytelnika. Tak jak wspomniałam, tło historyczne jest bardzo dobrze oddane, można przenieść się w miejscu i czasie. Jedyny mały mankament, który w pewnym momencie bardzo bił mnie po oczach, to liczba nadprogramowych przecinków. Ręka mnie swędziała, żeby je zaznaczać, ale utrzymałam swojego korektorskiego potwora w ryzach.

To była dla mnie najbardziej wymagająca powieść tej autorki, ale nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Nie słyszałam wcześniej o Sydonii i mogłam poznać kobietę, którą życie mocno doświadczyło, ale ona starała się walczyć o swoje. Jeśli lubicie nieco bardziej rozbudowane powieści historyczne, to polecam tę książkę.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Udostępnij ten post

3 komentarze :

  1. Na razie nie mam jej w planach i na takie klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam podobne odczucia, pierwsza część mnie wciągnęła, ale później zainteresowanie nieco opadło. Jednak w drugiej części znowu zaczęłam mocno emocjonować się losami Sydonii. Autorka świetnie przedstawiła realia tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fascynująca historia, ale jednocześnie straszna. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka