Marta Matyszczak "Taka tragedia w Tałtach"

 

W Tałtach, małej mazurskiej wiosce, w willi znanego piosenkarza pięciu starych przyjaciół świętuje Nowy Rok. Niestety, jeden z nich nie doczeka pokazu fajerwerków...

Dwa miesiące później u brzegu jeziora operator koparki natrafia na ciało mężczyzny. Sprawą zajmuje się komisarz Paweł Ginter. Czy przyczyn zabójstwa należy szukać w pamiętnej imprezie sylwestrowej? Okazuje się, że nie tylko koledzy nieboszczyka mieli motyw, by się go pozbyć. Podejrzanych jest więcej.

Tymczasem Rozalia Ginter, odnosząca sukcesy zawodowe weterynarka, a prywatnie żona komendanta, ma twardy orzech do zgryzienia. Ktoś poznał jej największą tajemnicę. Jeśli sekret wyjdzie na jaw, Rozalia trafi do więzienia.

Wszystkiemu przygląda się z boku kotka Burbur. I zapisuje pełne ironii spostrzeżenia w swoim nowym pamiętniku.

To druga już część cyklu kryminalnego, w którym pierwsze skrzypce gra kotka Burbur, która prowadzi swój pamiętnik. Opisuje w nim życie rodziny Ginterów oraz sprawy związane ze śledztwami, które są prowadzone w toku akcji. Nie będę wdawać się w szczegóły, bo weszłabym w spoilery dotyczące pierwszej części, a ktoś mógł jej nie czytać, więc nie będę psuć niespodzianki.

Jeśli chodzi o mnie i o komedie kryminalne, to różnie z nami bywa. Bardzo trudno mnie zadowolić w tej kwestii, ale Marcie Matyszczak się to udało. Dlatego też czekałam na kolejną część cyklu. Tym bardziej, że poprzednia zakończyła się w taki sposób, że zaostrzyła mój apetyt. Byłam bardzo ciekawa, jak autorka to poprowadzi.

Jedno jest pewne - nie można narzekać w tej książce na brak akcji. Ani trupów nie brakuje, ani tajemnic. Bohaterowie nieco zmienili się od poprzedniej części. Strasznie irytował mnie Paweł, czasami mną aż trzepało, kiedy widziałam, co wyprawia. Rozalii było mi nieco żal, ale parę razy miałam ochotę nią potrząsnąć, żeby się obudziła, zobaczyła, co się dookoła niej dzieje, i jakoś na to wszystko zareagowała. Ja wiem, że to była komedia, ale czasem takiej stanowczości z jej strony mi brakowało. Za to jako Ślązaczka kocham Pejtera, taki swój chłop z niego.

Nie do końca bawiły mnie wstawki Burbury. Niektóre z nich czytałam bez cienia uśmiechu na twarzy. Ciarek żenady nie było, nic z tych rzeczy, ale humor nie zawsze trafiał. Jednak w pierwszej części Burbur podobała mi się bardziej.

W każdym razie, jeśli szukacie lekkiej komedii kryminalnej, to miejcie na uwadze tę książkę. Tylko pamiętajcie, żeby przeczytać też poprzednią część. W przeciwnym wypadku możecie czasem czuć się nieco zagubieni, są tutaj odwołania do niej, ale to nie wystarczy, żeby zrozumieć niektóre kwestie.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. Przeczytane, choć bez zachwytu. Ale czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam różne doświadczenia z tym gatunkiem. Bywa, że książka nie jest ani komedią ani kryminałem. Jeszcze rozważę ten tytuł. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka