Ewa Filip "Istny Meksyk"

Ewa Filip z niejednego pieca już jadła chleb. Jak sama przyznaje, próbowała kuchni z czterech kontynentów, lecz wciąż ma ochotę na więcej. Istny Meksyk to relacja kobiety z podróży w tamte rejony.

Książka opisuje najbardziej znane meksykańskie miasta i ich zabytki. Autorka przybliża czytelnikom historię Meksyku. Opowiada także o tym, jakie cuda natury czekają na turystów. Streszczanie poszczególnych części nie ma większego sensu. Mogę powiedzieć, że dla mnie, osoby, która nigdy nie była w Meksyku, ta publikacja obfitowała w ciekawostki i cenne rady, jakie kiedyś będą mogły mi się przydać, o ile kiedykolwiek zdecyduję się na to, by tam pojechać, w co wątpię. Nie dysponuję takimi funduszami, a poza tym wolę obracać się wyłącznie w europejskim kręgu kulturowym.

Autorka zaznaczyła, że daleko jej do twórców literatury podróżniczej. Z tym muszę się zgodzić. Mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tej publikacji. Męczył mnie nieco brak spójności wypowiedzi. Relacje z podróży nie stanowiły całości, były urywkowe. Zdarzało mi się, że gubiłam wątek. Bardzo nie lubię czegoś takiego. Cały czas też miałam wrażenie, że czegoś tu brakuje. Uważam, że było za mało takiego wprowadzenia czytelnika w meksykańską rzeczywistość. Moje korektorsko-redaktorskie serce krwawiło też, gdy w kółko czytałam o tym, że autorka nie do końca wie, jak ma zapisać jakąś nazwę. Mamy XXI wiek, dostęp do sieci i nie wierzę, że nie można było tego sprawdzić. Wujek Google i ciocia Wikipedia wiedzą wszystko. Sama nieraz korzystam z ich pomocy w sytuacjach kryzysowych. Jak na razie nasza współpraca układa się całkiem dobrze, więc spokojnie mogę ją polecić Ewie Filip. Internet nie gryzie, a użycie go może przynieść sporo korzyści.

Nie mam pojęcia, komu mogłabym polecić tę książkę. Wydaje mi się, chociaż mogę się mylić, że autorka napisała Istny Meksyk dla wybranego grona czytelników. Często wspomina swoich współtowarzyszy i podejrzewam, że im ta publikacja spodobałaby się bardziej niż mnie. Było tu sporo aluzji, których ja nie zrozumiałam. Może gdybym była w Meksyku z Ewą Filip, wiedziałabym, o co chodzi. Nie nastawiłam się na lekturę czegoś pokroju Kobiety na krańcu świata, lecz mimo wszystko czuję niedosyt. Nie wiem, czy to był dobry pomysł, by "upchnąć" wszystko jedynie na nieco ponad 100 stronach. Wiele aspektów zostało zapewne pominiętych, a szkoda, bo Meksyk, przynajmniej dla mnie, pozostaje wciąż dość egzotycznym państwem. Żałuję, że było tak mało zdjęć, choć muszę przyznać, że były całkiem niezłej jakości. Może i autorka nie jest mistrzynią pióra, ale ma dobre oko do wykonywania zdjęć. Przyjemnie się je oglądało. Aż zazdrościłam Ewie Filip tego, co zobaczyła.

Jeżeli wiecie o Meksyku tylko tyle, że po prostu jest gdzieś na mapie i nie jesteście fanami Martyny Wojciechowskiej albo Wojciecha Cejrowskiego, możecie spróbować wyruszyć w podróż z Ewą Filip. Czy Wam się spodoba? Tego nie mogę zagwarantować. Ja, jak już wspomniałam, mam bardzo mieszane uczucia odnośnie książki. Cieszę się, że autorka spełniła swoje marzenia, życzę jej jak najlepiej, ale chyba nie sięgnę po jej kolejne publikacje, o ile powstaną. Jedna wyprawa do Meksyku mi wystarczy. Wolę pozostać przy innych podróżnikach. Oni bardziej do mnie przemawiają.

Ewa Filip
Istny Meksyk
Wydawnictwo Nova Res
Gdynia 2015

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Novae Res.

Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. Ewa Filip... Coś czuję, że to nazwisko będzie mnie prześladować przez całą książkę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię tego typu książki, chociaż jestem jednak ogromną fanką pana Cejrowskiego i Maryny Wojciechowskiej. Stąd ten tytuł sobie chyba podaruję ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka