Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #146 Beth Underdown "Czarownice z Mannintgree"

Alice Hopkins jest siostrą Matthew, mężczyzny, który był odpowiedzialny za śmierć wielu kobiet. Był angielskim łowcą czarownic. Jest rok tysiąc sześćset czterdziesty piąty. Po śmierci męża Alice wraca do Manningtree, niewielkiej miejscowości w hrabstwie Essex, gdzie się wychowała i gdzie wciąż mieszka jej brat. Wkrótce odkrywa, że jej dawny dom przestał być bezpiecznym miejscem. Matthew się zmienił, a po okolicy krążą dziwne plotki. Ludzie szepczą o czarach i wielkiej księdze, w której Matthew Hopkins zapisuje nazwiska czarownic.

Ta powieść była inspirowana prawdziwą historią niesławnego „Tropiciela Czarownic”. Matthew Hopkins, w przeciwieństwie do swojej siostry, Alice, był postacią historyczną. Przyczynił się do egzekucji wielu niewinnych kobiet, które zostały oskarżone o czary. Traktował plotki i pomówienia bardzo poważnie. Nie potrzebował innych dowodów, by skazać kogoś na śmierć. Co prawda to powieść historyczna, ale postanowiłam Wam o niej opowiedzieć w poniedziałkowym cyklu ze zbrodnią w tle ze względu na postać Matthew i to, czego się dopuścił.

W głowie nie mieści się to, że jeszcze nieco ponad 300 lat temu polowano na czarownice i uważano, że kobiety są winne poronień i śmierci dziecka. Nie wiedziano o tym, że takie rzeczy po prostu się dzieją, nie zawsze są od kogoś zależne, więc trzeba było je wytłumaczyć w zrozumiały dla tych ludzi sposób. Dlatego wszystko zrzucano na czarownice.

Wiele postaci, o których tu mowa, to ludzie, którzy kiedyś żyli. Mam tu na myśli między innymi ofiary Matthew czy Mary Philips, której się bałam. Kiedy tylko o niej czytałam, czułam jakiś dyskomfort. To nie był ktoś, komu mogłabym zaufać. Zresztą, przekonajcie się sami, jakim była człowiekiem. Jeśli chodzi o Matthew - on nie wzbudzał we mnie takiego strachu, bardziej odrazę. Współczułam za to Alice. Kobieta nie miała szczęścia. Polubiłam ją i kibicowałam jej. Zresztą, bohaterowie są wykreowani w taki sposób, że nie można podejść do nich bez emocji. Mamy czas, by ich poznać i śledzi się ich losy z ciekawością. To nie są papierowi ludziki, którzy są nam obojętni. To ludzie z krwi i kości.

Ta książka przeraża przede wszystkim dlatego, że część opisanych w niej wydarzeń miało miejsce w rzeczywistości. Podejrzewam, że gdybym żyła w tamtych czasach, to zginęłabym na stosie. Jestem twardym człowiekiem, ale podejrzewam, że takie przesłuchania, jakie przeprowadzano, w końcu by mnie złamały i przyznałabym się do tego, że jestem czarownicą, bo byłabym zmęczona bólem i chciałabym po prostu umrzeć.

Jest to jedna z lepszych książek o polowaniu na czarownice, jakie czytałam. Wciągnęłam się w opowiedzianą przez autorkę historię. Przerażała mnie, ale nie mogłam się od niej oderwać. Zakończenie jest moim zdaniem idealne. Co się wydarzyło? Przekonajcie się sami. Polecam.

Beth Underdown
Czarownice z Manningtree
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2018

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka