Simone Moro "Widziałem otchłań"

 

Rok dwa tysiące dwudziesty. Próba zimowego wejścia łączonego na Gaszerbrum I i Gaszerbrum II, która dramatycznie kończy się niepowodzeniem. Na wysokości zaledwie 5500 metrów Moro wpada do głębokiej szczeliny lodowca. Życie ratuje mu towarzyszka wyprawy Tamara Lunger, która przy tym poważnie uszkadza sobie dłoń. Simone wraca do Włoch.

Wybucha pandemia Covid-19. W ostatniej chwili przed lockdownem Moro wyjeżdża do syna, z którym spędzi kolejne miesiące, opowiadając o wspinaniu, sukcesach, porażkach i trudnych życiowych wyborach.

„Widziałem otchłań” to także piękna, ale i smutna opowieść o alpinistycznych przyjaźniach z tragicznie zmarłym Anatolijem Bukriejewem (w 1997 pod Annapurną porwała ich lawina, przeżył tylko Moro), a także z Denisem Urubką, która nie przetrwała próby czasu. Jeden z rozdziałów Moro poświęca polskiemu alpinizmowi, wobec którego nie kryje fascynacji.

„W tej książce próbuję wyjaśnić synowi, że z upadków się powstaje. Moja nieudana wyprawa jest okazją, by pokazać, że tę otchłań, która rozwarła mi się pod nogami, każdy może napotkać pod postacią zdrady, porażki czy choroby”.

To była mocno refleksyjna opowieść. Zatrzymałam się na chwilę, czytając ją. Kiedy ktoś wychodzi w góry, żeby zdobyć trudny szczyt, jest witany jak bohater, gdy mu się to uda. W przeciwnym wypadku znajduje się armia osób, które będą krytykowały, ośmieszały i wytykały porażkę. Moro był w obu sytuacjach. Z obu wyciągnął lekcje, o których opowiedział synowi.

Moro uczy Jonasa, że nic w życiu nie przychodzi samo. Jeśli chce się osiągnąć w czymś sukces, trzeba dawać z siebie wszystko, a nawet może i więcej. Wielu ludzi często o tym zapomina. Jedno niepowodzenie może sprawić, że porzucą plany. Simone Moro pokazuje, jak przekuć porażkę w lekcję pokory i w sukces.

To nie jest książka stricte o alpinizmie, ale znajduje się tu sporo informacji na jego temat. Między innymi jest fragment poświęcony naszemu alpinizmowi. Autor opisuje, że polscy alpiniści w latach 80. zdobywali szczyty, chociaż nie mieli sprzętu, byli ubrani w dziergane ręcznie czapki, a ich oczy chroniły okulary do spawania. Od kogoś takiego inspirację można czerpać garściami. Uśmiechałam się, kiedy o nich czytałam. Byłam dumna z tego, że w książce znalazła się wzmianka o moich rodakach. Są tutaj też opowieści o tym, co w górach może pójść nie tak. Jedna z nich mocno złapała mnie za serce i choć nie znałam osobiście osoby, która tam zginęła, czułam się tak, jakbym straciła przyjaciela.

To historia o tym, że z upadków się powstaje, choć nie zawsze jest łatwo. Myślę, że może wielu ludzi zainspirować do wstania z fotela. Zwłaszcza jeśli poznają wyczyny Maria. Gość to przekozak.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Księgarni Tania Książka.

"Widziałem otchłań" możecie kupić na Taniaksiazka.pl
Sprawdźcie też inne książki hobbystyczne.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka