Kevin Chen "Upiorne miejsce"

 

Chen Tien-Hong jest najmłodszym z siedmiorga rodzeństwa – długo wyczekiwanym synem swoich rodziców, którym los wcześniej podarował głównie córki. Gdy dorasta, zdaje sobie sprawę, że jako gej nie ma szans na szczęśliwe życie w małym, prowincjonalnym miasteczku Yongjing w środkowej części Tajwanu. Wyjeżdża więc do Berlina.

Akcja „Upiornego miejsca” rozgrywa się wiele lat później, gdy Chen powraca do Yongjing. Niedawno wyszedł z więzienia po odbyciu kary za zabicie swojego niemieckiego partnera. W miejscowości, w której się urodził, niewiele na niego już czeka – rodzice nie żyją, a siostry mają własne rodziny. Co więc spowodowało, że Chen zdecydował się tu znowu pojawić? Dlaczego ta szczęśliwa rodzina się rozpadła? I przede wszystkim – dlaczego zabił swojego chłopaka?

Jaka to była specyficzna książka. Nie zliczę, ile miałam do niej podejść, zanim w końcu udało mi się ją przeczytać. Tak koło 4-5 to będzie. I nie, to nie jest zła książka. Po prostu wymaga od czytelnika maksymalnego skupienia i jest napisana w dość specyficzny sposób. Musiałam przyzwyczaić się przede wszystkim do tego, w jaki sposób są opisywane powiązania pomiędzy poszczególnymi osobami. Łatwo można się w tym na początku pogubić.

Historia jest opowiedziana z perspektywy kilku osób. Każda z nich dokłada cegiełkę do całości. Dość mrocznej. Kiedy czytałam o tym, w jak chłodny sposób przyjmowano narodziny dziewczynek, jak mniej ważne są dla rodziny niż chłopcy, czułam, że wszystko we mnie krzyczy. W czym jedna płeć jest lepsza od drugiej? Nigdy nie będę w stanie tego zrozumieć. Taka mentalność jest straszna, nie mówiąc już o skutkach, do których prowadzi...

Po tej lekturze mam trochę ból istnienia. Każda z postaci, która się tutaj pojawia, jest nieszczęśliwa. Momentami czułam się nieco przytłoczona ciężarem tej opowieści. Niekochanymi dziećmi, których płeć nie odpowiadała rodzicom, ludźmi ukrywającymi tajemnice. To nie była książka na raz. Po przeczytaniu kilkunastu stron musiałam sobie zrobić przerwę, przemyśleć to, co przeczytałam.

Ta powieść pokazuje, jak bardzo samotnym można czuć się w tłumie. To przerażające. Życie w rodzinie opartej na milczeniu, braku wsparcia, jest dla mnie nie do pomyślenia. A tak właśnie żyli bohaterowie tej książki. Samotni wśród teoretycznie bliskich im osób, niezrozumiani.

To dość mocny kaliber. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie książka dla każdego. Jeśli chcecie przekonać się, jak wygląda mentalność ludności z tajwańskiego miasteczka, jak żyje się w rodzinie, w której każdy jest obok siebie, a nie ze sobą, to możecie sięgnąć po tę książkę. Ale odradzam czytanie do snu - szybko zgubicie wątek. Podejdźcie do tej powieści na spokojnie. Przeniesie Was do innego, mrocznego świata, upiornego miejsca, w którym ludzie są straszniejsi niż duchy.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Mova.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka