A.M. Ollikainen "Kontener"

 

W Helsinkach zostaje odnaleziony kontener ze zwłokami. Posesja, na której go odkryto, należy do jednego z najbardziej znanych biznesmenów w Finlandii. Kiedy komisarz policji Paula Pihaja rozpoczyna śledztwo, ślady prowadzą do rodziny biznesmena, ujawniając dziesięciolecia podejrzanych przedsięwzięć biznesowych w Namibii.

Tymczasem życiem osobistym Pauli wstrząsają stare wspomnienia, które pojawiają się na skutek ostatnich wydarzeń. Kiedy była młodsza, musiała oddać dziecko do adopcji. Chłopiec, jej syn, ma już dwadzieścia lat i jest oskarżony o morderstwo. Paulę dręczy nie tylko poczucie winy związane z adopcją. Kobieta martwi się też o to, co stanie się z jej synem.

Sięgając po tę książkę, nie wiedziałam, czego się mogę po niej spodziewać. Widziałam kilka niepochlebnych opinii na jej temat, ale postanowiłam na własnej skórze przekonać się, z czym mam do czynienia i starałam się podejść do powieści, nie myśląc o tym, co o niej przeczytałam.

Skandynawskie thrillery są dla mnie specyficzne. Straszą nie samą zbrodnią, a raczej miejscem, w którym została ona dokonana. Atmosferą nieznanego mi kraju. I tutaj to zadziałało. Klimat miejsca, w którym rozgrywają się wydarzenia, jest według mnie najmocniejszym elementem tej powieści. Tu dodatkowo dochodzi specyfika ludzi z Finlandii. Oni nie są tak otwarci jak my, żeby zdobyć ich zaufanie, trzeba się postarać. I to tutaj widać. Ludzie pracujący ze sobą niewiele o sobie wiedzą, podczas gdy ja jestem w stanie całkiem sporo powiedzieć o życiu prywatnym ludzi ode mnie z pracy. Wiem, że niektórym może taki sposób prowadzenia postaci przeszkadzać, ale ja nie mam z tym problemu. Nastawiłam się na to. Za to miałam inny problem - gubiłam się, kto jest kim. Jest tutaj sporo bohaterów i musiałam sobie rozpisać na kartce, kto jest kim.

Akcja nie mknie na złamanie karku. Miałam wrażenie, że czasem niemal stoi w miejscu. Jestem przyzwyczajona do bardziej żywiołowych thrillerów, więc momentami nieco się nudziłam. Sama intryga była dla mnie ciekawa, uważam, że została całkiem nieźle zarysowana. Choć przyznam, że bardziej podobało mi się to, co działo się na początku powieści. Nie było wtedy tak wielu wątków i czułam wiszące w powietrzu napięcie. I tu dochodzimy do głównego, według mnie, problemu. Powieść rozpoczyna cykl, więc zarysowuje pewne kwestie, które pewnie zostaną rozwinięte na przestrzeni kolejnych książek. Pojawia się tu wiele wątków, przez co ten główny momentami odchodzi na drugi, jeśli nie na trzeci plan. Pewne rzeczy wydają się kompletnie niepotrzebne, trzeba trochę się naczekać, żeby zaczęły się składać w całość. I przez to tempo prowadzenia powieści jest nierówne. To może wybijać z rytmu czytania.

Jeśli chodzi o główną bohaterkę, to nie do końca wiem, co mam o niej myśleć. Miałam z tyłu głowy to, jacy są Finowie, ale i tak miałam ochotę dać jej jakiegoś energetyka, żeby w końcu wykazała nieco więcej życiowej energii. Mam wrażenie, że babka nie miała charyzmy. Skłamię, jeśli powiem, że z zapartym tchem śledziłam jej poczynania, bo nie miała ikry, która by mnie do niej przekonała. Niby pod koniec coś tam u niej drgnęło i pojawiły się kwestie, które wzbudziły moją ciekawość, ale dla mnie to za mało.

Książka miała potencjał, ale moim zdaniem nie został do końca wykorzystany. Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o całość. Były momenty, gdy siedziałam jak na szpilkach, ale też czasem się nudziłam. Czas pokaże, czy sięgnę po kolejną część cyklu.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka