Za lekturę tej książki zabierałam się już od dłuższego czasu. Słyszałam o niej same pochlebne opinie, więc nie pozostawało mi nic innego, jak zweryfikować je. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Louis, Rachel, Ellie i Gage Creedowie przenoszą się z Chicago do Ludlow w stanie Maine. Dość szybko odnajdują się w nowym miejscu dzięki życzliwym sąsiadom, Normie i Judowi. Staruszek opowiada Louisowi historię o znajdującym się w pobliżu cmentarzu, na którym przez wiele lat okoliczni mieszkańcy grzebali swoich pupili. W końcu zwierzętom po śmierci też należy się szacunek. Pewnego dnia dochodzi do wypadku, w wyniku którego ginie kot Creedów, ulubieniec Ellie, Churchill. Jud postanawia pomóc Louisowi w pogrzebaniu zwierzęcia na wspomnianym już przeze mnie cmentarzu. I wtedy dzieje się coś niezwykłego - na drugi dzień Church wraca do domu. Jednak nie wszystko jest z nim w porządku. Kot śmierdzi ziemią i bardzo dziwnie się zachowuje. Nie myślcie, że to koniec koszmaru rodziny Creed. Dochodzi bowiem do jeszcze jednej tragedii. Zrozpaczony Louis decyduje się na desperacki krok. Nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji, jakie on za sobą pociągnie. Chcecie dowiedzieć się, co się stało? Chwytajcie zatem za książki, ode mnie już nic nie usłyszycie.
Fabuła tej powieści jest poniekąd oparta na faktach. King swego czasu mieszkał w domu, który znajdował się przy ruchliwej ulicy, mało tego, za nim był cmentarz, gdzie chowano zwierzęta. Pewnego dnia pędząca ciężarówka przejechała kota jego córki. Był to jeden z czynników, jaki wpłynął na decyzję Kinga o napisaniu Cmętarza.
Moim zdaniem na początku książki dzieje się niewiele. Rodzina przenosi się z jednego miejsca na drugie, poznaje sąsiadów, próbuje odnaleźć się w nowym świecie. Istna sielanka. Akcja nabiera tempa dopiero w chwili, gdy Churchill zostaje przejechany przez samochód. Od tego momentu czuć narastające z każdą stroną napięcie.
Ośmielę się napisać, że powieść jest dość przewidywalna. Parę wątków przeczułam zanim jeszcze do nich dotarłam. Czy to znaczy, że książka jest zła? Tego nie powiedziałam. Niby wiedziałam, co się za parę stron stanie, lecz gdy patrzyłam na to, jak rozwija się akcja, autentycznie się bałam. Nie umiałam czytać Cmętaża, kiedy byłam sama w domu. Musiałam wiedzieć, że ktoś jest obok mnie. Kilka razy podskoczyłam, gdy Pan Mąż coś do mnie mówił. King wciągnął mnie do swojego świata i nie pozwolił mi z niego wyjść. Podejrzewam, że nigdy nie zapomnę o tym, co przeczytałam.
Autor pozostawił otwarte zakończenie, więc wyłącznie od czytelnika zależy jego interpretacja. Ostatnie sceny wgniatają w fotel. Czytałam je, siedząc napięta jak struna. Jestem bardzo ciekawa, czy mój odbiór zakończenia jest słuszny. Nie podzielę się nim jednak z Wami, gdyż powiem za dużo i nie będziecie czuli przyjemności w trakcie lektury.
Powieść została przeniesiona na ekrany, jednak nigdy nie miałam okazji, by zobaczyć ekranizację. Jestem ciekawa, czy Mary Lambert udało się utrzymać klimat pierwowzoru, Muszę się kiedyś o tym przekonać.
Stephen King
Cmętarz dla zwieżąt
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2009