Przedpremierowo! Hanna Szemar "Element układanki"

Do przeczytania tej książki zachęcił mnie opis. Stefan jest patologiem, jego żona, Elżbieta, zajmuje się pisaniem powieści. To niezwykle atrakcyjna kobieta. Zrządzeniem losu Elżbieta zostaje uwikłana w serię niewyjaśnionych zbrodni. Mężczyźni, z którymi była związana, umierają. Życie kobiety rozsypuje się jak wysypane z pudełka puzzle. Wydaje się, że nic nie będzie w stanie ich poukładać. Jak zakończy się ta historia?

O ile dobrze się orientuję, ta książka to literacki debiut autorki. Dość dobry, choć muszę przyznać, że na początku ciężko było mi wczuć się w klimat. Dlaczego? Stosunkowo niewiele się dzieje. Pojawiają się rozwlekłe opisy, a same postacie nie są dopuszczone do głosu. Dialogów nie ma praktycznie w ogóle. Na szczęście z biegiem czasu było już lepiej.

Hanna Szemar ma potencjał, tego nie można jej odmówić. Nie ma jeszcze co prawda wypracowanego stylu, ale jeśli jeszcze trochę popracuje nad swoim warsztatem, będzie całkiem niezłym materiałem na dobrą autorkę. Musi jednak nadać bohaterom, których powołuje do życia nieco więcej rumieńców. Mam wrażenie, że byli nieco papierowi.

Punkt dla Hanny Szemar za to, że wyprowadziła mnie w pole. Nie byłam pewna kto w końcu stoi za tymi zbrodniami. Rozwiązanie zagadki mnie zaskoczyło.

To całkiem niezły debiut literacki. Nie obyło się bez potknięć, ale koniec końców uważam Element układanki za dobrą lekturę. Możecie po nią sięgnąć. Czy Was zachwyci - tego zagwarantować nie mogę. Jeżeli jesteście starymi wyjadaczami thrillerów, może Wam czegoś brakować.

Hanna Szemar
Element układanki
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Novae Res.

Przedpremierowo! R.K. Lilley "Podniebny lot"

Średnio przepadam za powieściami erotycznymi. Jedyna autorka, która była w stanie przekonać mnie swoją historią tego typu, była K. Bromberg. Uwielbiam jej trylogię Driven. Jak było z pierwszą częścią serii W przestworzach R.K. Lilley?

Bianca pracuje jako stewardessa w pierwszej klasie luksusowych linii lotniczych. Jest profesjonalistką w każdym calu. Nie interesują jej związki. Jest singielką i nie robi z tego powodu afery. Bogaci i znani ludzie nie robią na niej wrażenia. Jest przyzwyczajona do tego typu spotkań i pozostaje nimi niewzruszona. Do czasu. Wszystko zmienia się, gdy poznaje Jamesa Cavendisha. Doskonałego pod każdym względem miliardera. Mężczyźnie udaje się uzależnić kobietę od siebie. Co z tego wyniknie?

Jak dobrze wiecie, nie czytałam Greya. Koleżanka streściła mi książki o nim w ciągu kilku minut na zajęciach. To, co mówiło, w żaden sposób nie przekonało mnie do lektury. Po tę pozycję sięgnęłam z czystej ciekawości. Chciałam przekonać się, co takiego cudownego jest w panu Cavendishu. Szczerze, mnie niespecjalnie rzucił na kolana. Zdecydowanie bardziej wolałam Stephana. On budził we mnie ciepłe uczucia. Pan miliarder był mi raczej obojętny. Nie do końca rozumiem zachwyt Blanki nad nim, ale ja już stara i ustatkowana jestem, może dlatego.

To nie jest książka dla niepełnoletnich czytelników i kobiet, które nie lubią czytać o ostrym seksie. Jeśli wolicie subtelniejsze opisy scen łóżkowych - poszukajcie lepiej czegoś innego. Myślę, że Podniebny lot przypadnie do gustu wielbicielkom Greya.

Pierwszą część cyklu czytało się szybko. Mnie zajęło to parę godzin. Autorka ma lekkie pióro, nie stosuje powtórzeń, nie ma tu dziwnych opisów pozycji seksualnych. To całkiem niezła książka, choć początek nie wciągnął mnie jakoś bardzo. Bałam się, że Podniebny lot wyląduje na półce i zostanie odłożony na bliżej nieokreślone później. Na szczęście akcja rozkręca się. Zakończenie było dobre i zachęciło mnie do sięgnięcia po kolejną część.

Premiera książki odbędzie się 7 lipca!

R.K. Lilley
Podniebny lot
Wydawnictwo Helion
Gliwice 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Helion.

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #64 Przedpremierowo! Andreas Pfluger "Raz na zawsze"

Wiele kryminałów w swoim życiu już przeczytałam, ale nigdy nie spotkałam się z główną bohaterką, która pracowałaby w policji i byłaby niewidoma.

Przed Jenny Aaron kariera stała otworem. Radziła sobie świetnie i mogła dojść wysoko w policji. Wszystko zmieniło się, gdy podczas nieudanej akcji w Barcelonie straciła wzrok. Jej życie legło w gruzach. Myślała, że już gorzej być nie może. Jednak nie można uciec przed przeszłością. Po pięciu latach na drodze Jenny pojawia się seryjny morderca, którego kiedyś aresztowała. Przestępca ponownie atakuje. Chce rozmawiać tylko z Jenny. Czy niewidoma specjalistka od przesłuchań jest w stanie pomóc policji?

Nie do końca wiedziałam, czego mogę spodziewać się po książce. Niewidoma specjalistka od przesłuchań. Tego jeszcze nie było. Na początku czułam dystans do Jenny. W miarę biegu akcji, im bliżej ją poznawałam, tym bardziej się do niej przywiązywałam. Zaczęłam ją podziwiać. Wiele w życiu przeszła. Straciła nie tylko wzrok, ale była zdeterminowana, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Wiecie, co najbardziej przypadło mi do gustu? O echolokacji pewnie słyszeliście. Jenny należy do osób, które posługują się nią, by nie wpaść na przeszkodę. Nie liczyła kroków, wiedziała, że jest to zgubne. Postanowiła zaufać swojemu słuchowi. Z takim wątkiem się nie spotkałam i gdy czytałam te fragmenty, byłam pod ogromnym wrażeniem. Autor odrobił lekcje, jeśli chodzi o to zagadnienie. Dzięki niemu w zupełnie inny sposób spojrzałam na niewidomych ludzi.

Ta historia wciąga. Jest prowadzona w ciekawy sposób, choć na początku stawiała mi nieco oporów. Na szczęście z biegiem akcji było już lepiej. Andreas Pfluger zdecydował się na to, by przerywać ją retrospekcjami. Na początku bałam się, że to wprowadzi do powieści chaos. Niepotrzebnie. Dzięki takim zabiegom byłam w stanie zrozumieć niektóre decyzje Jenny. Zestawienie codzienności osoby niewidomej, która czynnie bierze udział w śledztwie wyszło autorowi całkiem zgrabnie. Polecam.

Premiera książki odbędzie się 6 lipca!

Andreas Pfluger
Raz na zawsze
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Otwartemu.

Emma Donoghue "Pokój"

Dziś po raz kolejny siedzę przed laptopem i nie wiem, co mam napisać, Są powieści, które na długo zapadają w pamięć, nie pozwalają o sobie zapomnieć, szokują. Moim zdaniem Pokój należy do tej grupy.

Siedem lat temu Stary Nick porwał młodą studentkę i uwięził ją w pokoju, który stał się jej więzieniem. Porywacz przychodził do swojej ofiary, gwałcił ją i spłodził z nią syna, pięcioletniego obecnie Jacka. Matka robi wszystko, by zapewnić dziecku namiastkę normalnego życia. Nie jest to łatwe. Jack śpi bowiem w szafie, w której liczy skrzypnięcia łóżka Mamy. Wie, że nie może wyjść z niej, gdy przychodzi do nich Stary Nick. Chłopiec nie zdaje sobie sprawy z tego, że poza Pokojem istnieje inny świat. Matka postanawia mu to uświadomić. Pokój opisuje codzienność dwojga zakładników, widzianą oczami dziecka. Czy uda im się kiedykolwiek wyjść z więzienia?

Nie byłam w stanie przeczytać dziennie więcej niż 20 stron tej powieści. Wielokrotnie zalewałam się nad nią łzami. Czytanie Pokoju sprawiało mi ból. Matka starała się zapewnić synowi w miarę normalne życie, bezpieczeństwo i wszystko to, co było im potrzebne do przeżycia. Nadal sypiała ze swoim oprawcą. Wiedziała, że jeśli go zezłości, skaże siebie i Jacka na śmierć.

Podziwiam matkę chłopca, że w tak trudnej sytuacji potrafiła dać synowi w miarę szczęśliwe dzieciństwo. Bawiła się z nim i robiła wszystko, by niczego mu nie zabrakło, poświęcając samą siebie. Czułam jej miłość do dziecka. Była okupiona cierpieniem, ale prawdziwa.

Tak, jak pisałam, codzienność dwojga zakładników poznajemy z perspektywy małego dziecka. Jego wypowiedzi były wypełnione błędami i neologizmami. Chłopczyk jest bardzo bacznym obserwatorem. Nie chodzi do szkoły, ale jest mądry. Skradł moje serce. 

Z tego, co mi wiadomo, autorka napisała tę książkę pod wpływem historii Elisabeth Fritzl, która przez wiele lat była więziona przez ojca w piwnicy. Ojciec gwałcił ją i spłodził z nią kilkoro dzieci. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak można zrobić coś takiego drugiemu człowiekowi. Pewnie nigdy tego nie zrozumiem.

Pokój to jedna z najtrudniejszych powieści, z jakimi przyszło mi się zmierzyć. Nawet nie macie pojęcia, ile kosztuje mnie napisanie tego tekstu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy będzie chciał przeczytać tę książkę. Nie mam o to do nikogo pretensji. To bardzo trudna powieść. Sami zdecydujcie, czy chcecie ją przeczytać.

Emma Donoghue
Pokój
Wydawnictwo Sonia Draga
Katowice 2016

Marta Abramowicz "Zakonnice odchodzą po cichu"

Podobno każdy z nas zna byłego księdza albo byłą zakonnicę. Takie słowa padają w tej publikacji. Musiałam się chwilę nad nimi zastanowić i muszę przyznać autorce rację. Mam w rodzinie niedoszłego księdza. Wujek postanowił opuścić seminarium ze względu na ciocię. Są małżeństwem od prawie 30 lat i choć mieszkają w niewielkiej miejscowości, gdzie każdy każdego zna i wszyscy wiedzą, co się stało, nikt nie wytyka go palcami.

Bohaterki książki Marty Abramowicz nie mówią głośno o swoim dawnym życiu zakonnym. Bliscy ich nie rozumieją, ludzie obgadują za plecami. Nie jest im łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Autorka stanęła przed nie lada wyzwaniem. Dotarcie do tych kobiet było bardzo trudne, ale ona nie poddała się. Postanowiła, że opowie innym o losach byłych zakonnic.

Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie za murami klasztoru? Ja wiele o tym słyszałam i raczej nie odnalazłabym się tam. Nie lubię, gdy ktoś narzuca mi rygor. Trudno mnie okiełznać. Z niektórymi siostrami też tak było. Nie potrafiły dostosować się do reguł i zostały usunięte. Oczywiście po kryjomu. Nikt się z nimi nie żegnał. Po prostu pewnego dnia znikały i tyle.

Czytając książkę, czułam niechęć byłych zakonnic do klasztorów. Ich opowieści sprawiały, że czułam na ramionach gęsią skórkę. Nie każdy czytelnik będzie w stanie przejść przez wyznania kobiet, które zrzuciły habity.

W sumie nie do końca wiem, komu mogę polecić tę książkę. Czytelnikom lubiącym opowieści na faktach - to na pewno. Czy komuś jeszcze? Trudno mi powiedzieć. Nie będę nikogo specjalnie namawiać do lektury. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest ciężka. Jeśli chcecie się z nią zapoznać - droga wolna. Jeżeli jednak nie czujecie się na siłach - nie będę miała o to do Was pretensji.

Marta Abramowicz
Zakonnice odchodzą po cichu
Wydawnictwo Krytyka Polityczna
Warszawa 2016

Drugie urodziny bloga - konkurs!

Kochani!
Zbliżają się drugie urodziny mojej Czytelni. W tym roku będziemy je obchodzić trochę wcześniej. Chcę oddać w Wasze ręce 4 książki. Każda z nich ma recenzencką pieczątkę i została przekazana przez portal Sztukater. Co możecie zgarnąć tym razem?
  • Anna Sakowicz "To się da!"
  • Michał Piedziewicz "Domino"
  • Barbara Spychalska-Granica "Marzenia na agrafce"
  • Bogusława Warzecha-Put "Tańczący z tacami"
Co zrobić, żeby zdobyć nagrodę?
1. Polubić Czytelnię na Facebooku i podać w komentarzu inicjały imienia i nazwiska.
2. Zostać obserwatorem bloga.
3. Mieszkać w Polsce.
4. Napisać, którą książkę się wybiera.
5. Zostawić swój adres mailowy w komentarzu.
Podsumowując, Wasze zgłoszenie powinno wyglądać tak: "Lubię Czytelnię jako XY, obserwuję jako XX, wybieram książkę..., mój adres mailowy to: adresmailowy@mail.pl.
Na zgłoszenia czekam do 14 lipca. Wyniki zostaną ogłoszone 17 lipca. 
Powodzenia :)

P.S. Nie zapomnijcie o dorzuceniu mi chleba do igrzysk >klik<. Pierwsza książka już się czyta :)

Sally Bedell Smith "Elżbieta II. Portret monarchini"

Mam słabość do królowej Elżbiety II. Podziwiam ją. Nie jestem w stanie zliczyć tego, ile książek o niej już przeczytałam. Siedzę teraz nad klawiaturą i nie wiem, co mam napisać o tej publikacji. Dlatego, że była zła? Nie, dlatego, że nie ma dobrych słów, by ją opisać, ale spróbujmy.

Elżbieta II zasiada na tronie Wielkiej Brytanii od ponad 60 lat. Pobiła już rekord swojej praprababki Wiktorii. Nadal cieszy się dobrym zdrowiem i nie ma zamiaru oddać korony swoim następcom. Królową poznajemy jako małą dziewczynkę, której ojciec niespodziewanie zasiadł na tronie Wielkiej Brytanii. Dorastamy wraz z nią. Jesteśmy świadkami jej zamążpójścia, narodzin dzieci, chwili wstąpienia na tron. Nie będę streszczać Wam historii jej życia. Nie ma to większego sensu. Jeśli chcecie przekonać się, co działo się z nią przez 60 lat panowania, sięgnijcie po tę książkę, to kawał dobrej biografii.

Ta publikacja liczy sobie prawie 600 stron, ale czytało się ją bardzo szybko. Na początku miałam co prawda pewne problemy, by wciągnąć się w opowieść, ale na szczęście z czasem było już coraz lepiej. Trochę za mało było dla mnie małej Lilibeth. I nie pogniewałabym się, gdyby pojawiło się nieco więcej zdjęć.

Widać, że Sally Bedell Smith darzy królową ogromnym szacunkiem. Nieco obawiałam się tego, że nie będzie umiała być wobec niej obiektywna. Niepotrzebnie. Autorka bardzo profesjonalnie podeszła do swojego zadania. Nie bała się wydostać na światło dzienne niezbyt pochlebnych faktów z życia rodziny królewskiego. Nigdy nie spotkałam się w publikacji, w której tak wiele dowiedziałabym się na temat Małgorzaty, młodszej siostry królowej. Wiedziałam, że swoje ma za uszami. Nie myślałam, że nazbierało się tego aż tyle.

Podziwiam Sally Bedell Smith. Miałam tylko 7 lat, gdy zginęła księżna Diana. Dzięki autorce mogłam raz jeszcze przeżyć to wydarzenie i poczuć smutek Brytyjczyków po śmierci Królowej Ludzkich Serc. Elżbieta II pokazała, że potrafi w takich chwilach nieco nagiąć królewski protokół, czym zyskała w moich oczach.

W trakcie lektury zdałam sobie sprawę z tego, że po śmierci Elżbiety II skończy się pewna epoka. Nikt nie będzie w stanie zastąpić jej na tronie. Nie wiem, czy doczekamy się równie charyzmatycznej królowej.

Polecam książkę wszystkim fanom brytyjskiej rodziny królewskiej i królowej Elżbiety. Nie będziecie rozczarowani.

Sally Bedell Smith
Elżbieta II. Portret monarchini
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wrocław 2012

Leslye Walton "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender"

Na temat tej powieści słyszałam same pozytywne opinie. Chciałam przekonać się na własnej skórze, co ma mi do zaoferowania autorka.

Ava przyszła na świat ze skrzydłami. Nie wie, skąd się wzięły. Zaakceptowała je i starała się z nimi w miarę normalnie żyć. Próbuje jednak dociec prawdy o swoim pochodzeniu. Powoli, krok po kroku odkrywa losy przodków. Nie były one zbyt kolorowe. Kobiety z rodziny Roux nie miały szczęścia w miłości. Samotnie wychowywały swoje dzieci. Z różnych powodów. Czy Avie uda się uciec przeznaczeniu?

Tej książce nie można odmówić magii. Przyznam szczerze, że na początku bardzo niesprawiedliwie ją oceniłam. Pomyślałam sobie, że to będzie opowiastka dla młodzieży, o której szybko zapomnę. Nic z tego. Leslye Walton wciągnęła mnie do swojej opowieści i nie pozwoliła odłożyć jej na półkę. W trakcie lektury na mojej twarzy kilkakrotnie pojawiły się łzy.

Od kiedy tylko Ava pojawiła się w powieści, zaczęłam się zastanawiać kim właściwie jest. Ma skrzydła, ale nie potrafi latać. Anioł? Wiedźma? Stwór z piekła rodem? A może zwyczajna dziewczyna? Sama zainteresowana nawet tego nie wie. Nie chce jednak żyć w niepewności. Sięga więc do historii swojej rodziny. Co tam odnajdzie? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w powieści.

To niezwykła historia o stracie. Przepełniona emocjami - tymi dobrymi, ale też złymi. Radość miesza się ze smutkiem. Jest nadzieja, która z biegiem czasu zaczyna zanikać. Nigdy wcześniej nie czytałam czegoś takiego. Jestem oczarowana. Nie każdemu spodoba się ta opowieść, lecz jeśli lubicie nietuzinkowe sagi rodzinne z odrobiną magii, powinniście być usatysfakcjonowani po lekturze.

Leslye Walton
Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2016

Chleba i igrzysk - wyzwanie książkowe

Chleba i igrzysk - ten okrzyk wznosiło rzymskie pospólstwo, domagając się pożywienia i rozrywki. Dzisiaj ja zachęcam Was do wzniesienia tego okrzyku.

Zapraszam bowiem do wzięcia udziału w książkowym wyzwaniu pod tytułem chleba i igrzysk. Na czym to polega? Już tłumaczę. Wy w komentarzach piszecie mi, jakiego chleba ode mnie oczekujecie, a ja zamieniam go w igrzyska. Skomplikowane? Nie sądzę. Przeczytajcie regulamin i zadecydujcie, czy chcecie wziąć udział w zabawie.

1. Organizatorką wyzwania jest autorka bloga Czytelnia Mola Książkowego.
2. Chleba, czyli tytułów do recenzji może dostarczyć każdy czytelnik. Wystarczy w komentarzu pod tym wpisem napisać: "chcę chleba i igrzysk", po czym podać tytuł lub tytuły do recenzji. Nie musicie ograniczać się do jednej pozycji. Data wydania nie gra większej roli. Tylko pamiętajcie Greya, poezji i książek o wampirach nie tknę. Żeby uniknąć powtórzeń i nie kazać mi czytać po raz kolejny tego samego, sprawdźcie w zakładkach z tytułami książek, które przeczytałam.
3. Moim zadaniem jest zrecenzowanie powieści. W jaki sposób? To na razie będzie niespodzianka. Termin wykonania recenzji nie będzie sprecyzowany. To ma być zabawa, nie wyścig.
4. Jeśli jesteście blogerami i sami chcecie zorganizować igrzyska - droga wolna. Są jednak 2 warunki: musicie w pierwszym poście z cyklu napisać, kto jest autorem wyzwania i powiadomić mnie o tym. Sama chętnie dorzucę chleba :)
5. Jako organizator mam prawo do zmiany regulaminu i zakończenia wyzwania w dowolnym momencie.

Mam nadzieję, że będziecie chcieli wziąć udział w zabawie.

Igrzyska oficjalnie uważam za rozpoczęte!

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #63 Sandra Brown "Deadline"

Do przeczytania tej książki zachęciły mnie jej bardzo dobre oceny na portalu lubimyczytac.pl. Postanowiłam na własnej skórze przekonać się, co ma mi do zaoferowania autorka. I co z tego wyszło?

Dawson Scott jest uznanym dziennikarzem. Powrócił właśnie z Afganistanu. Udało mu się ujść z życiem, ale przywiózł ze sobą wspomnienia, które nie dają mu w nocy spać. Ze źródła w FBI dowiaduje się, że na jaw wyszły fakty dotyczące nierozwiązanej sprawy sprzed 40 lat. To może być jego przepustka do kariery. Dawson wyjeżdża do Savannah, gdzie toczy się proces o domniemane morderstwo Jerremy'ego Wessona. Na miejscu poznaje wdowę po nim, Amelię. Wbrew sobie Dawson zaczyna przywiązywać się do niej i jej dzieci coraz bardziej. Sprawy komplikują się, gdy opiekunka chłopców zostaje znaleziona martwa. Niespodziewanie cień podejrzenia pada na Dawsona. Czy uda mu się wymknąć z opresji?

Z tą autorką zetknęłam się po raz pierwszy i muszę przyznać, że raczej ostatni. Nie nazwałabym tej książki thrillerem, choć pod taki gatunek podobno podlega. Mam wrażenie, że wątek miłosny zdominował powieść i wszystko kręci się wokół niego. Jak dla mnie to autorka mogła sobie darować. To był moim zdaniem gwóźdź do trumny tej historii.

Nie czułam napięcia, które powinno mi towarzyszyć, co niezmiernie mnie drażniło. Wszystko wydawało mi się przewidywalne. Liczyłam do końca na to, że autorce uda się czymkolwiek mnie zaskoczyć. Nic z tego. Zakończenie było przekombinowane. W sumie nawet nie wiem, czy dało się jakkolwiek je uratować.

Jestem rozczarowana. Nastawiłam się na opowieść, która od początku do końca będzie trzymała mnie w napięciu. Nic z tego. Może za jakiś czas dam autorce kolejną szansę. Póki co muszę odpocząć po naszym spotkaniu.

Sandra Brown
Deadline
Wydawnictwo Świat Książki
Warszawa 2015

Zaczytana dzieciom: #2 Carlo Collodi "Pinokio"

Pisząc o tej książce, będę raczej mało obiektywna. Kiedy byłam małą dziewczynką, dostałam ją w prezencie. Dziś tamten Pinokio ledwo się trzyma. Wypadają z niego kartki, ale nie mam serca go wyrzucić. Ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że Wydawnictwo Vesper postanowiło wydać reedycję jednej z ulubionych powieści z mojego dzieciństwa.

Nie będę streszczać fabuły Pinokia. Większość z nas bardzo dobrze zna tego pajacyka, który został wystrugany z drzewa. Na początku nie był zbyt posłuszny, lecz szybko zorientował się, że złe zachowanie nie będzie mu popłacać.

Ta klasyka doczekała się wielu reedycji i interpretacji. Nie mam pojęcia, ile jej wersji czytałam. Niemniej jednak za każdym razem byłam zachwycona. Trudno się dziwić, to był mój powrót do dzieciństwa. Podejrzewam, że będę katować swoje dzieci tą książką i będą ją znały na pamięć.

Wydawnictwo Vesper oddało w ręce czytelników piękną reedycję Pinokia. Jest w twardej oprawie, więc nie zniszczy się tak szybko jak moja stara wersja. Dodatkowym plusem są oryginalne ilustracje Carlo Chiostriego.



Jak wspomniałam, miałam w rękach kilka wersji Pinokia. Nigdy jednak nie widziałam tych ilustracji. Miałam z nimi do czynienia po raz pierwszy i jestem nimi oczarowana. To nic, że nie są kolorowe. W tym przypadku zupełnie mi nie przeszkadzały.

Myślę, że tę książkę spokojnie można kupić komuś na prezent. Jest pięknie wykonana i na pewno sprawi osobie, która ją otrzyma, radość.

Carlo Collodi
Pinokio
Wydawnictwo Vesper
Czerwonak 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Vesper.

Krystyna Janda, Katarzyna Montgomery "Pani zyskuje przy bliższym poznaniu"

Krystyna Janda jest jedną z nielicznych polskich aktorek, które naprawdę cenię. To kobieta z klasą, niesamowita artystka. Filmy, w których zagrała, znam niemal na pamięć, ale pewnie jeszcze wiele razy je obejrzę. Dopóki mi nie wyjdą bokiem, co mam nadzieję, stanie się nieprędko. Uwielbiam ją za dystans do siebie i za to, w jak inteligentny sposób wypowiada się w trakcie rozmów z innymi ludźmi.

Pani zyskuje przy bliższym poznaniu nie było dla mnie niczym nowym. Wszystko to, co tam przeczytałam, słyszałam już wcześniej i przyznam szczerze, że nieco mnie to rozczarowało. Liczyłam, że dowiem się czegoś nowego. Czy to znaczy, że nudziłam się w trakcie lektury? Nic z tych rzeczy. Publikację czytało się w miarę szybko, choć miałam wrażenie, że Katarzyny Montgomery w całej tej rozmowie jest trochę za mało. Fakt, to nie była książka o niej, ale brakowało mi kilku dodatkowych pytań z jej strony.

Krystyna Janda otwiera przed czytelnikami swoją duszę. Pokazuje, jaka jest, gdy zgasną światła reflektorów. Ma za sobą jedno nieudane małżeństwo, drugi mąż zmarł na raka płuc w 2008 roku. To był dla niej ogromny cios. Została sama z dziećmi, choć Edward Kłosiński obiecywał, że nie odejdzie z tego świata przed nią.

Ta książka opowiada nie tylko o życiu prywatnym aktorki. Możemy dzięki niej raz jeszcze przypomnieć sobie jej największe role, które przyniosły artystce sławę, ale także wprowadziły w jej życie sporo zamętu. Krystyna Janda doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie miejsce zajmuje w świecie filmu. Jest świadoma swoich zasług, o czym mówi bez fałszywej skromności.

W publikacji pojawiają się skany artykułów z gazet dotyczących przełomów w jej karierze. Oprócz tego można znaleźć fragmenty pamiętnika aktorki oraz wypowiedzi innych ludzi związanych ze światem filmu na jej temat. I w tym momencie mam dylemat. Z jednej strony takie wypowiedzi uzupełniły tę historię, ale umieszczono je w taki sposób, że nieco zaburzyły ciągłość tekstu. Nie wiem, czy to było takie dobre rozwiązanie. Osobiście nieco mi przeszkadzały takie przerywniki. Może lepiej byłoby je umieścić na końcu rozdziału.

Pani zyskuje przy bliższym poznaniu to obowiązkowa pozycja dla wszystkich fanów Krystyny Jandy. To także gratka dla osób lubiących czytać wywiady przeprowadzone na bardzo wysokim poziomie. Choć jak pisałam, nieco brakowało mi bardziej zarysowanej obecności Katarzyny Montgomery w książce, to, w jaki sposób rozmawiała z aktorką, było bardzo dobrym pokazem dziennikarskiego kunsztu. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

Krystyna Janda po raz kolejny zachwyciła mnie swoją osobą. W trakcie lektury dopadła mnie myśl, że takich jak ona jest dzisiaj niewiele. Nie chcę tu nikogo wrzucać do jednego worka, czy umniejszać zasługom młodszej generacji aktorów, ale część z nich woli zrobić wokół siebie szum, niż dobrze zagrać. Pokazać majtki na ściance, a nie talent na scenie teatru. To raczej nie wróży dobrze na przyszłość.

Jeśli jeszcze nie przeczytaliście tej książki, myślę, że warto się z nią zapoznać. Chyba, że nie lubicie Krystyny Jandy. Wtedy nie będzie miało to większego sensu. Zyskuje pani przy bliższym poznaniu to wartościowa publikacja. Momentami zabawna, czasem trudna i wprawiająca w zadumę. Dajcie szansę aktorce na to, by mogła opowiedzieć wam o sobie. Ona na prawdę zyskuje przy bliższym poznaniu.

Krystyna Janda, Katarzyna Montgomery
Pani zyskuje przy bliższym poznaniu
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater i Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Konrad Gonera "Śmiertelnie prosta gra"

Wybaczcie, że w piątek nie ma znów Kinga, ale kończę czytać książkę. W przyszłym tygodniu wypatrujcie recenzji jego powieści na horyzoncie. Pozwólcie, że dzisiejszy wieczór spędzimy z naszym rodzimym pisarzem.

W niewyjaśnionych okolicznościach giną młode kobiety. Ich ciała zostają odnalezione w strasznym stanie. Okazuje się, że ofiary zgwałcono i brutalnie zamordowano. Sprawą zajmują się porucznik Ernest Minneman i detektyw Rachel Fox. Nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak niebezpieczna jest gra, w którą gra z nimi morderca. Czy uda im się powstrzymać szaleńca zanim ten popełni kolejną zbrodnię? Do czego jest on jeszcze zdolny?

Jeśli śledzicie mojego bloga od dawna, wiecie, że sporo różnych dziwnych rzeczy się w swoim życiu naczytałam. Przy tej książce miałam jednak pewne problemy. Już sam początek był tak mocny, że musiałam sobie zrobić przerwę, żeby móc dalej czytać. Autor rozpoczął z ostrej rury. Działo się sporo. 

Nieco obawiałam się tego, że niecałe 200 stron powieści nie będzie w stanie zawrzeć w sobie wszystkiego, co najważniejsze w śledztwie. Konradowi Gonerze jednak się to udało. Książka wciągała już od pierwszych stron i nie pozwalała odłożyć się na półkę, choć momentami bywało ostro.

Spodobało mi się to, w jaki sposób autor poprowadził narrację. Mamy okazję, by poznać tę historię z kilku perspektyw, chociaż przyznam, że chwile, gdy byłam z mordercą, kosztowały mnie sporo nerwów. Bałam się go. Nawet nie wyobrażam sobie tego, co musiały czuć jego ofiary.

To dobry thriller. Możecie śmiało się za nim rozejrzeć. Może i fabuła nie jest specjalnie oryginalna, ale książkę czyta się dobrze. Polecam.

Konrad Gonera
Śmiertelnie prosta gra
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Novae Res.

Victoria Scott "Tytany"

Tak, wiem, że dzisiaj miała być recenzja książki o Krystynie Jandzie, ale jestem nadal w trakcie czytania, musicie więc uzbroić się w cierpliwość. Pozwólcie, że opowiem Wam o najnowszej powieści Victorii Scott, autorki cyklu Ogień i woda. Jeśli nie znacie tych książek, możecie przeczytać o części pierwszej i części drugiej.

Astrid Sullivan miała 13 lat, gdy zakochała się w tytanach. Czym one są? To mechaniczne bestie, pół konie, pół maszyny, które dosiadane przez dżokejów biorą udział w morderczych wyścigach. Dziewczyna godzinami obserwuje to, co dzieje się na torze. Marzy o tym, by dosiąść kiedyś jednego z nich. Pewnego dnia Astrid dostaje od losu szansę na spełnienie marzenia. To coś więcej niż walka o pieniądze i sławę. To dla niej szansa na lepszą przyszłość. Rodzina dziewczyny boryka się bowiem z dużymi kłopotami finansowymi, do których doprowadziło zamiłowanie do hazardu ojca Astrid. Czy dziewczynie uda się wygrać wyścig?

Spotkaliście się kiedyś z motywem mechanicznych koni w literaturze? Ja natrafiłam na nie po raz pierwszy i jestem oczarowana. Miałam w swoim życiu przygodę z jazdą konną, niezwykle cenię sobie te zwierzęta, ale czuję też przed nimi respekt. Czytając o tytanach, czułam strach. Nie wiem, czy zdecydowałabym się na to, by dosiąść któregoś z nich. Jestem ryzykantką, ale chyba nie znalazłabym w sobie na taką jazdę odwagi.

Historia, którą stworzyła Victoria Scott spodobała mi się bardziej od poprzedniego cyklu. Obgryzałam paznokcie, czekając niecierpliwie na dalszy bieg zdarzeń. Od momentu, gdy Astrid dostała się do grona dżokejów, nie byłam w stanie odłożyć książki na półkę. Musiałam dowiedzieć się, jak potoczy się ta historia. Autorka bardzo umiejętnie dawkowała napięcie. Pod koniec miotały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony przebierałam nóżkami, by dotrzeć do końca, z drugiej zaś nie chciałam rozstawać się z bohaterami.

Pokochałam tytana Astrid. Był niezwykły, inny niż wszystkie. Samą Astrid także polubiłam. Podziwiam jej upór i wolę walki. Miała tylko 17 lat, ale odwagi pozazdrościłby jej niejeden dorosły. W powieści pojawiają się także poboczni bohaterowie. Na szczęście autorka nie poświęciła im zbyt dużo uwagi, co moim zdaniem mogłoby wprowadzić niepotrzebne zamieszanie. Jakoś niespecjalnie miałam ochotę na to, by spędzić więcej czasu w domu Astrid i bliżej poznać jej rodzinę. Wolałam czytać o tytanach.

Kilka ostatnich stron siedziałam jak na szpilkach. Na końcu w moich oczach pojawiły się łzy. Nie potrafiłam czytać Tytanów bez emocji. Śmiałam się, płakałam, czułam strach i złość. Takie powieści lubię. One na długo pozostają w mojej pamięci. Bardzo chętnie zobaczyłabym ekranizację tej książki. Działoby się na ekranie.

To kawał dobrej fantastyki, którą śmiało mogę polecić innym czytelnikom. Rozejrzyjcie się za Tytanami, naprawdę warto.

Victoria Scott
Tytany
Wydawnictwo IUVI
Kraków 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu IUVI.

Sean Howe "Niezwykła historia Marvel Comics"

Jeszcze kilka lat temu, słysząc nazwę Marvel, uciekałabym z krzykiem. Superbohaterowie mnie nie kręcili. Potem w moim życiu pojawił się Pan Mąż, fan Marvela. To on mnie nim zaraził. W sumie nie wiem, czy dobrze zrobił, bo miejsce naszego zdjęcia na tapecie mojego komputera zajął Hawkeye, mój ukochany superbohater.

Wokół tej książki krążyłam od dawna. W końcu udało nam się spotkać. Sean Howe bardzo dokładnie opisuje to, jaką drogę musiało przejść Marvel Comics, by być dzisiaj jednym z najbardziej rozpoznawalnych wydawnictw na świecie. Jak łatwo się domyślić, nie była ona prosta.

Stan Lee, nazwę go mózgiem całej operacji, był kontrowersyjną postacią. Niezwykle utalentowaną, ale także oszołomioną sławą, jaką zdobył. Za nic w świecie nie chciałabym być jego podwładną. Nie wiem, ile musieliby mi płacić, żebym wytrzymała z nim 8 godzin dziennie.

Sean Howe wpuszcza nas do pracowni twórców komiksów. Pokazuje, że ich życie wcale nie było tak kolorowe, jak zapewne przypuszcza wiele osób. Ci artyści nie stronili od używek i swoje mieli za uszami. Przecierałam oczy ze zdumienia, gdy czytałam o tym, jak niektórzy z nich się zachowywali. Ćpuni, złodzieje i zboczeńcy - tak w kilku słowach można opisać część załogi. Praca przy tworzeniu komiksów wykańczała tych, którzy się jej podjęli. Nie myślałam, że było aż tak źle. Sean Howe przyłożył mi obuchem w głowę. Jeszcze dużo czasu zajmie mi dojście po tym wszystkim do siebie. Zostałam brutalnie obdarta ze złudzeń.

Książkę czytało się w miarę szybko, choć ja podzieliłam sobie jej lekturę na kilka części. Wtedy łatwiej było mi przyswajać nabytą wiedzę. Mogłam spokojnie wrócić do Niezwykłej historii nawet po kilku dniach i nie gubiłam mimo to wątku.

Ta książka to biblia dla wszystkich fanów komiksów o Hulku, Fantastycznej czwórce czy Spider-Manie. Jest do bólu szczera, nokautuje czytelników, rzuca ich na kolana i nie pozwala zbyt szybko podnieść się z podłogi. Sean Howe odwalił kawał dobrej roboty. Dzięki jego publikacji, szanuję ojców superbohaterów jeszcze bardziej za ich pracę. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Polecam.

Sean Howe
Niezwykła historia Marvel Comics
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2013

Maria Czubaszek "Nienachalna z urody"

12 maja 2016 roku zmarła Maria Czubaszek. Przez jednych uwielbiana, przez innych zaś znienawidzona. Nie można było przejść obok niej obojętnie. Ja zdecydowanie należałam do tej pierwszej grupy. Podziwiałam to, że nie bała się wyrazić publicznie swojego zdania i po prostu była sobą. Do samego końca.

Nienachalna z urody to opowieść o życiu Marii Czubaszek. Satyryczka opisuje w niej relacje damsko-męskie. Wspomina o swoim pierwsze małżeństwo, które zakończyło się rozwodem. Kobieta wyszła za mąż nie z miłości, ale z rozsądku. Prawdziwe szczęście odnalazła dopiero przy boku Wojciecha Karolaka, z którym była do końca swoich dni. Zdradziła w publikacji receptę na udane małżeństwo. Jak ona brzmi? Tego musicie dowiedzieć się sami. Jest dość niekonwencjonalna, ale w przypadku małżeństwa z Karolakiem to zadziałało. Całkiem nieźle.

Satyryczka bardzo ciepło wyrażała się o Arturze Andrusie, z którym miała przyjemność współpracować. Był dla niej jak syn. Pomagał jej także w trudnych chwilach. Maria Czubaszek wbija za to szpileczki niektórym gwiazdeczkom, których fenomenu nie rozumie. Popieram ją w pełni. Nie wymienię nazwisk, podpowiem tylko tyle, że chodzi o aktorów z M jak miłość. Nieco oberwało się także niektórym politykom. Trudno się temu zresztą dziwić.

Maria Czubaszek sporo miejsca poświęciła relacjom z rodziną. Nigdy nie była z nią specjalnie związana. Nie ciągnęło jej do spotkań u babci przy kawce i cieście. Wolała siedzieć sama w domu z papierosem w zębach i pilotem w ręce. Wtedy była najszczęśliwsza. Kobieta nie utrzymywała kontaktu nawet z młodszą siostrą, do której żywiła ogromny żal przez to, co zrobiła, gdy umierała ich matka.

Pojawia się tu także temat aborcji, do których kobieta kiedyś się przyznała. Wyjaśniła, że nie twierdzi, że to coś dobrego, ale nie żałuje swojej decyzji. Nigdy nie chciała być matką, więc zdecydowała się na usunięcie ciąż. Nie lubiła dzieci. Wolała spełniać się na innych płaszczyznach. Przekazanie genów dalej jej nie interesowało. Nigdy, nawet w dzieciństwie. Zdecydowanie bardziej wolała zwierzęta.

Czytając tę książkę, płakałam ze śmiechu. Uwielbiam styl Marii Czubaszek. Nawet nie przeszkadzała mi świadomość, że satyryczka pisała nie z pasji, a dla pieniędzy. Wielokrotnie to podkreślała. Dochód płynący z pisania pozwalał jej przeżyć. Siadała z laptopem, papierosami i tworzyła. Spod jej pióra wyszło kilka książek oraz tekstów piosenek.

Po śmierci Marii Czubaszek powstała luka, której nikt raczej nie będzie w stanie zapełnić. Nie znam nikogo, kto mógłby zająć jej miejsce. Będzie mi jej brakowało. Z pewnością będę wracać do tekstów, które po sobie pozostawiła. Niezwykle cenię sobie ludzi, którzy mają taki dystans do siebie. Niewielu ich już dzisiaj zostało.

Tę książkę czytało się bardzo szybko. Spędziłam przy niej kilka godzin i nawet nie zauważyłam, że zbliżam się do końca. Na pewno jeszcze kiedyś sięgnę po tę publikację. Jeśli lubicie styl Marii Czubaszek, Nienachalna z urody na pewno przypadnie wam do gustu. Jeżeli nie podzielaliście jej światopoglądu, lepiej odpuśćcie sobie lekturę. Szkoda waszego czasu.

Maria Czubaszek
Nienachalna z urody
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater i Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #62 David Hewson "Dochodzenie"

Wiem, że na zewnątrz jest dość ciepło, ale pozwólcie zabrać się dzisiaj do Skandynawii. Pozwólcie, że opowiem Wam o śledztwie, które prowadziła Sarah Lund.

Nana Birk Larsen została zamordowana. Nikt nie wie, komu mogło zależeć na śmierci młodej, pięknej i lubianej przez innych dziewczyny. Sarah Lund ma wyjaśnić sprawę jej morderstwa. To ma być ostatnie dochodzenie, w którym weźmie udział. Ma bowiem przeprowadzić się do Szwecji, gdzie mieszka jej partner. Mark, syn Sary nie jest z tego powodu zbyt zadowolony. Na zastępcę kobiety wyznaczono Meyera, który do czasu rozwiązania sprawy ma z nią współpracować. Kto stał za śmiercią Nany? Czy rodzice faktycznie wiedzieli, jak wygląda życie ich córki? 

Sarah jest niezwykle inteligentną i ambitną policjantką. Rozwiązanie sprawy jest dla niej bardzo ważne i jest w stanie poświęcić dla pracy wiele, nawet swoją rodzinę. Widać to w relacjach z jej synem. Sarah i Mark nie potrafią się ze sobą porozumieć. Pracoholizm kobiety na pewno nie pomaga. Nieco denerwował mnie na początku Jan Meyer. Myślałam, że nie da sobie rady w policji, ale pokazał mi, że się mylę. I to bardzo. W sumie nie wiem, czy jego nie polubiłam bardziej od Sary.

Dochodzenie zwraca uwagę na to, jak mało rodzice wiedzą o swoich nastoletnich dzieciach. Nie zauważają chwili, gdy pociechy się od nich odsuwają, zamykają się w sobie. Ta powieść porusza też temat związany z utratą dziecka. Rodzicom bardzo trudno przejść do porządku dziennego po ich śmierci. Jak mają dalej żyć? Tego nie uczą w szkole...

Powieść jest dość nieprzewidywalna. Niemal do końca nie wiedziałam, jak ta cała historia się zakończy. Parę zwrotów akcji wcisnęło mnie w fotel. Jestem bardzo ciekawa, czy kolejne części tego cyklu będą równie dobre. Mam nadzieję, że nie wystraszy Was objętość książki. To licząca sobie ponad 800 stron cegła, ale czyta się ją bardzo szybko. Polecam.

David Hewson
Dochodzenie
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2013

Zaczytana dzieciom: #1 Magda i Bartosz Bieliccy "Przygody Telepatka i Melepetka"

Ostatnio w moje ręce wpada coraz więcej książek dla dzieci. Postanowiłam w związku z tym stworzyć kolejny cykl. W przeciwieństwie co Poniedziałków ze zbrodnią w tle i Królewskich Piątków nie będzie on regularny. 

Magdę Bielicką powinniście kojarzyć z wpisu o książce No i bajka, który ukazał się na moim blogu we wrześniu zeszłego roku. W tej książce pojawiła się pierwsza opowieść o dwóch myszkach: Telepatku i Melepetku. Był to dodatek do tej historii. Jakiś czas temu na naszym rynku wydawniczym pojawiła się bajka o tych myszkach.

Telepatek i Melepetek to dwaj bracia. Mieszkają w domu Starej Lofciary, która jest ich jedynym zmartwieniem. Nie patrzy zbyt przychylnie na dzikich lokatorów. Nawet kot Max nie jest kłopotliwy. Myszki wiodą spokojne życie. Do czasu odwiedzin kuzynów i przyjazdu wnuczki gospodyni, Irenki.

Na książeczkę składa się kilka opowieści. Dowiecie się między innymi tego, kim jest Kotosmok oraz jak obchodzi się w mysim świecie święta Bożego Narodzenia. Magda Bielicka stworzyła bardzo proste w odbiorze bajeczki, które nie tylko bawią, ale również uczą. Mówią bowiem o przyjaźni, empatii i szacunku do zwierząt. Całość dopełniają niezwykłe ilustracje Bartosza Bielickiego. To, że jest utalentowany, to mało powiedziane. Obrazki, które umieścił w książce swojej żony, są po prostu obłędne. Możecie zresztą zobaczyć przedsmak sami. Wydawcy naprawdę się postarali. To jedna z najładniejszych książek dla dzieci, jakie ostatnio widziałam.

Dzieci, które potrafią już czytać, na pewno doskonale poradzą sobie z Przygodami Telepatka i Melepetka. Będą dobrze się przy nich bawić. Przygody mysich braci są wciągające i nie liczą sobie zbyt wielu stron, dzięki czemu czyta się je bardzo szybko. Polecam małym wielbicielom zwierząt i ich rodzicom.

Magda i Bartosz Bieliccy
Przygody Telepatka i Melepetka
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Novae Res.

Królewskie Piątki: #9 Stephen King "Cujo"

Dzisiaj opowiem Wam o książce Kinga, z którą mam duży problem. Dlaczego? W sumie nie do końca wiem, co o niej myśleć. Z tego, co się orientuję, nie ja jedna mam taki problem.

Cujo to pies. Do pewnego czasu był spokojnym bernardynem. Do czasu. Pewnego dnia, gdy gonił królika, wpadł do kryjówki zarażonych wścieklizną nietoperzy. Od tego czasu zmienia się nie do poznania. Zamienia się w mordercę, który atakuje własną rodzinę. Jak w tej sytuacji zachowają się mieszkańcy Castle Rock? Czy przejdą próbę człowieczeństwa?

Dość długo unikałam tej książki, słyszałam od wielu osób, że jest słaba, ale nie mogłam jej ominąć w swoim piątkowym cyklu. Przyznam szczerze, że strasznie się przy niej męczyłam. Na początku wiało taką nudą, że myślałam o tym, by odłożyć książkę na półkę. Jej czytanie zajęło mi około dwóch tygodni, jak nie lepiej.

King miejscami przegadał tę powieść. Mam wrażenie, że napakował w niej nieco za dużo wątków i sam zaczął się w nich gubić. Naprawdę cenię sobie twórczość tego autora, ale wydawało mi się, że na siłę próbował wydłużyć akcję.

Ludzcy bohaterowie nie wyróżniali się niczym szczególnym. Zdecydowanie lepiej wyszło Kingowi wczucie się w zakażonego wścieklizną psa, w jego psychikę. Chociaż i tutaj czuję niedosyt. Było trochę mało Cujo w Cujo. Ludzie akurat powinni być tu mniej ważni. Przynajmniej takie jest moje zdanie. To nie o nich była powieść.

Czy polecam Wam Cujo? Przyznam szczerze, że nie wiem. Mnie ta książka średnio przypadła do gustu. Męczyłam się nad nią, choć zakończenie nieco podciągnęło jej ocenę w moich oczach. Nie wiem jednak, czy to nie było za mało jak na Kinga. Jego zdecydowanie stać na więcej.

Stephen King
Cujo
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2015

Natasza Socha "Macocha"

Siedzę przed laptopem, patrzę na klawiaturę i nie mam pojęcia, co mam napisać. Uwielbiam styl Nataszy Sochy, miałam nawet przyjemność konwersacji z nią. Co prawda wirtualnej, ale się liczy. Maminsynek i Rosół z kury domowej porwały mnie, uśmiałam się przy nich. Z Macochą już tak kolorowo nie było.

Roma jest żoną Bruna. Ich szczęście burzy pojawienie się córki mężczyzny z pierwszego małżeństwa. Macocha nie jest zadowolona z tego faktu. Kasia jest czymś w rodzaju przybysza z innej planety. Pojawia się znikąd, wywraca świat żony swojego ojca do góry nogami i jeszcze nie może się z nią dogadać. Roma nie była na coś takiego przygotowana. Stara się zrobić wszystko, by Kasia opuściła ich dom. Nastolatka nie ma jednak takiego zamiaru. Życie u ojca jej się podoba. Czy Romie uda się w końcu odnaleźć w nowej sytuacji?

Do mniej więcej połowy jeszcze uśmiechałam się w trakcie lektury. Później było już tylko gorzej. Żarty sytuacyjne przestały mnie śmieszyć i zaczęłam się nudzić. Zdarzało się też, że momentami czułam się zażenowana. To, co działo się w życiu Romy w lipcu, nie powiem dokładnie o co mi chodzi, żeby nie zdradzić zbyt wielu szczegółów, zniechęciło mnie do dalszej lektury. Nie tego spodziewałam się po pani Nataszy. Jestem rozczarowana.

Macocha jest przewidywalna. Nie chcę, żeby ktokolwiek poczuł się urażony, ale to typowo babska książka na jeden wieczór, w porywach szaleństwa dwa. Nie wymaga skupienia i czyta się ją w miarę szybko. To jeden z nielicznych plusów tej książki.

Roma mnie strasznie irytowała. Niby była kobietą po trzydziestce, a rozumu nie miała za grosz. Nie dziwię się, że Kasia nie umiała się z nią dogadać. Ja też nie umiałabym porozumieć się z człowiekiem na tak niskim poziomie. Miałam wrażenie, że pasierbica jest bardziej dojrzała od niej. Roma mogła nie lubić Kasi, ale jej zachowanie było momentami skandaliczne. Żałuję, że Bruno i jego córka nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Ta historia byłaby ciekawsza, gdyby ich też dopuszczono do głosu.

Jest mi przykro, że tak niepochlebnie wyraziłam się o Macosze. Naprawdę liczyłam na dobrą zabawę w trakcie czytania. Niestety, tym razem twórczość Nataszy Sochy nie zrobiła na mnie wrażenia. Mam nadzieję, że kolejne powieści autorki zetrą to niemiłe wspomnienie.

Natasza Socha
Maminsynek
Wydawnictwo Filia
Poznań 2014

Przedpremierowo! Dawid Niemiec "Successio"

Jak dobrze wiecie, powieści, w których krew leje się strumieniami to coś, co tygryski lubią najbardziej. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok tej książki. Co zaserwował mi Dawid Niemiec?

Julian Nowak odniósł w życiu sukces. Ma pieniądze, nie musi martwić się o przyszłość, ale nie ma specjalnie szczęścia u kobiet. Jest singlem. Dziwnym trafem płeć piękna unika go. Seks - ok, można pójść z nim do łóżka, lecz małżeństwo nie wchodzi w grę. Mężczyzna ma jeszcze jedną "przypadłość". Ktoś poluje na jego życie. Dzień bez strzelaniny jest dniem straconym. Dlaczego? Tego właśnie główny bohater próbuje się dowiedzieć. Dokąd zaprowadzą go poszukiwania własnego "ja" i odpowiedzi na nurtujące go pytania?

Tę książkę zaczęłam czytać podczas delegacji. Byłam sama w hotelowym pokoju. Za oknem lało, a ja siedziałam pośrodku swojego ogromnego łóżka, zagryzałam paznokcie, ale twardo kontynuowałam lekturę. Przyznam szczerze, że nie myślałam, że będę czuła na rękach gęsią skórkę. Autor momentami mnie przerażał. Umiał zbudować napięcie, to trzeba mu przyznać. Do samego końca nie wiedziałam, jak ta cała historia się zakończy.

Czuję lekki niedosyt jeśli chodzi o pobocznych bohaterów. O ile głównemu poświęcono sporo uwagi, o tyle adwokatka i były policjant przynajmniej w moich oczach zostali potraktowani nieco po macoszemu. Chętnie coś jeszcze bym o nich poczytała.

Autor porusza się w kręgach religijnych. Niektóre wątki mogą części czytelników wydać się kontrowersyjne. Nie wiem, czy nie uznacie, że Dawid Niemiec nieco przesadził. Mnie te religijne fragmenty akurat się podobały. Jestem ciekawa, jakie będą Wasze odczucia po lekturze.

Nie umiem do niczego porównać Successio, więc to trzeba zaliczyć na plus. Akcja powieści mnie wciągnęła. Co prawda raz padłam z książką w ręce, ale musicie mi to wybaczyć. Ostatnio w moim życiu wiele się dzieje i zmęczenie wzięło nade mną górę. Czy polecam tę powieść? Jak najbardziej. Trzyma w napięciu i warto dać jej szansę.

Dawid Niemiec
Successio
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Novae Res :)

Khaled Hosseini "Chłopiec z latawcem"

Wiem, że wielokrotnie już to podkreślałam, ale czasami po przeczytaniu książki nie mam pojęcia, co mam o niej napisać. Tak właśnie było z Chłopcem z latawcem. Ta powieść mną wstrząsnęła. Zresztą, posłuchajcie sami.

Lata 70. XX wieku, Afganistan. Dwunastoletni Amir pochodzi z bogatej rodziny. Wychowuje się w domu bez kobiet. Przyjaźni się z Hasanem, który jest o rok starszym od niego służącym. By zaimponować ojcu, Amir wygrywa zawody latawcowe. Szczęście chłopca nie trwa jednak zbyt długo. Jest bowiem świadkiem gwałtu na Hasanie. Nie pomaga przyjacielowi i doprowadza do tego, że chłopiec musi opuścić jego dom. Mija 25 lat. Amir wraz z ojcem mieszkają w USA. Nie opuszcza go jednak poczucie winy. Wie, że zdradził przyjaciela. W końcu dostaje od losu szansę na odkupienie swoich win. Musi wrócić do ogarniętego wojną Kabulu. Jak potoczą się jego dalsze losy?

Czytając tę książkę, miewałam chwile, gdy musiałam odłożyć ją na półkę i zrobić sobie przerwę. Siedziałam wtedy na fotelu i płakałam. Amir zdradził Hasana. Wyrachowanie nie pozwoliło mu na to, by stanął w jego obronie. Gdy byłam świadkami gwałtu, zagryzałam wargi i czułam spływające po policzkach łzy. Ten fragment mną wstrząsnął. Bardzo długo nie umiałam dojść do siebie. Było mi żal Hasana i miałam ochotę udusić Amira gołymi rękami.

Ta książka to wzruszająca, wstrząsająca opowieść, która pokazuje, że każda nasza decyzja niesie ze sobą konsekwencje. Jestem pod ogromnym wrażeniem. To najpiękniejsza powieść, jaką miałam okazję przeczytać. Najpiękniejsza, ale zarazem jedna z najtrudniejszych. Przeczytanie jej zajęło mi kilka dni.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy będziecie w stanie przejść przez tę książkę. I nie będę miała o to do Was pretensji. Jeśli macie przed sobą tę lekturę - przygotujcie się, że nie będzie łatwo, ale warto poznać Chłopca z latawcem.

Khaled Hosseini
Chłopiec z latawcem
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2015

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #61 Jan Mostowik "Śmiertelna rozgrywka"

Czytając te słowa Andrzeja Zdebskiego, adwokata, Prezydenta IHP w Krakowie, Konsula Honorowego Chile w Polsce, nie mogłam sobie odmówić lektury książki: „Coben, Grisham, Patterson, Bonda, Miłoszewski to niektóre nazwiska autorów powieści sensacyjnych, które w opinii wielu zwolenników tego typu literatury są gwarancją wspaniałej lektury i mistrzostwa w swoim gatunku. Moim zdaniem śmiało można dołączyć do tej listy Mostowika. Jego książki czyta się równie dobrze”. Jestem wielką fanką trzech pierwszych autorów, więc chciałam się przekonać, czy nasz rodzimy pisarz faktycznie jest w stanie stanąć z nimi na równi.

Bruksela. Polski profesor prawa nie zjawia się na umówione spotkanie. Korespondentka rozgłośni radiowej nie wierzy w oficjalny powód jego wyjazdu i rozpoczyna prywatne dochodzenie. Kilka tygodni wcześniej w Krakowie kancelarię profesora odwiedzają dwaj przedstawiciele walczącej o niepodległość Czeczenii. Ślady zniknięcia prowadzą do Moskwy i syberyjskiego łagru.Jaką grę prowadzą amerykańskie i rosyjskie służby specjalne? Dlaczego zaginiony Polak stał się tak ważną figurą w tej partii szachów?

Opis książki bardzo mnie zaintrygował. Prywatne dochodzenie korespondentki rozgłośni radiowej. Tego jeszcze w moim repertuarze nie grali. Czy Jan Mostowik sprostał postawionej przez Andrzeja Zdebskiego poprzeczce? W 100%. Jestem nim absolutnie oczarowana.

Autor poruszył w książce temat, który zawsze wywołuje wiele kontrowersji. Nikt nie jest w stanie obojętnie przejść obok wojen i działań służb tajnych. Zrobił to w mistrzowski sposób. Od pierwszych stron powieści zostałam wciśnięta w fotel, czułam budowane przez Mostowika napięcie i z zapartym tchem czekałam na rozwój wydarzeń. Geneza wojny w Czeczeni w jego wykonaniu budzi niepokój, choć jest literacką fikcją. Pewnie chcielibyście się dowiedzieć, co stało za konfliktem zbrojnym, prawda? Nie szukajcie tego w moim tekście, tylko lepiej rozejrzyjcie się za książką. Ja już to wiem, ale nic nie powiem.

Bohaterowie powieści są zarysowani bardzo wyraźnie, nie sposób ich ze sobą pomylić. To bardzo duży plus Śmiertelnej rozgrywki. Nabrała dzięki temu realistycznego wydźwięku. Akcja nie zwalnia ani na moment, nie sposób się więc nudzić. Nie czytałam wcześniejszej książki autora i jestem bardzo ciekawa, co zaserwował w niej swoim czytelnikom. Jeśli była na tak wysokim poziomie, już nie mogę doczekać się lektury. Moi drodzy, jesteśmy świadkami rozkwitu niesamowitego pisarza. Z całego serca życzę mu tego, by jego twórczość stała się naszym towarem na eksport. W pełni na to zasługuje. Na takiego kogoś czekałam. Mam nadzieję, że dane mi będzie przeczytać jego kolejne powieści. Jestem głodna wrażeń, a Jan Mostowik potrafi ich dostarczyć. Nagłe zwroty akcji w pełni to potwierdzają. Nie ma słów, by opisać tak genialną historię. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

Podejrzewam, że powieść może bardziej zainteresować męską część odbiorców, co nie znaczy, że kobiety będą się przy niej nudzić. Tego nie powiedziałam. Nawet nie zauważycie, kiedy przeczytacie ponad 300 stron. Warto poświęcić Śmiertelnej rozgrywce swój czas. To będą najprzyjemniejsze chwile z lekturą, na jakie możecie liczyć.

Polecam tę książkę każdemu. Takich autorów jak Jan Mostowik brakuje na naszym rynku literackim. Pisarz ma niezwykły potencjał. Potrafi pisać o trudnych tematach w ciekawy, wciągający sposób. Chylę przed nim czoła. Zasługuje na to. Stworzył literaturę sensacyjną z najwyższej półki. Oby tylko nie przestał tworzyć. Ja czekam na więcej.

P.S. Tak, wiem, w paru miejscach posypała mi się czcionka, ale za nic nie chce się znów odpowiednio ustawić...

Jan Mostowik
Śmiertelna rozgrywka
Wydawnictwo Szara Godzina
Katowice 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Portalowi Sztukater
i Wydawnictwu Szara Godzina.

Pomoc dla niewidomych dzieci

Kochani!
Zostałam poproszona o pomoc. Napisał do mnie Mateusz Pawłowski, niezwykły nastolatek, który angażuje się w pomoc potrzebującym ludziom. Jest uczniem IV Technikum Administracyjnego przy SOSW dla Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej. Mateusz jest niewidomy, ale ma ogromne serce i chciałabym, żebyście i Wy pomogli mu w promocji akcji.

Na czym to polega?
Mateusz zebrał gadżety dla dzieci z potrzebujących rodzin, które nie mają pieniędzy na zorganizowanie szkolnej wyprawki. Gadżety są dostępne dla szkół, przedszkoli, świetlic oraz osób prywatnych. Możliwa jest ich wysyłka. Zapraszam do odwiedzenia strony internetowej akcji . Kochani, pomóżmy Mateuszowi w reklamowaniu jego akcji. Nowy rok szkolny zbliża się wielkimi krokami.

Mateusz, trzymam za Ciebie mocno kciuki. Jesteś wspaniały, cieszę się, że są na świecie jeszcze tacy ludzie, którym chce się pomagać innym. Zaczytana bez pamięci jest z Tobą :)

Powodzenia :)

Nadia Hashimi "Kiedy księżyc jest nisko"

Kilka miesięcy temu Nadia Hashimi oczarowała mnie swoją Afgańską perłą. To był jeden z najlepszych debiutów literackich, jakie miałam przyjemność czytać. Bez wahania sięgnęłam więc po kolejną książkę tej autorki. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Feriba i Mahmud byli szczęśliwym małżeństwem. Mieli dwoje dzieci, trzecie było w drodze. Niestety, mężczyzna został zamordowany, gdy w kraju wybucha wojna, a do rządów dochodzą talibowie. Feriba została zmuszona do opuszczenia Kabulu. Chce uciec do Anglii, gdzie mieszka jej siostra. Dzięki fałszywym dokumentom może podróżować nocami. W ten sposób dostaje się do Iranu. Jest zdesperowana, chce lepszej przyszłości dla dzieci. Zdeterminowana dociera do Grecji. To tam jej najstarszy syn, Selim, zostaje rozdzielony z rodziną. Feriba musi jednak kontynuować podróż. Czy jeszcze kiedykolwiek uda jej się spotkać z Selimem, który wpadł do podziemia?

Życie Feriby od samego początku było naznaczone cierpieniem. Matka zmarła przy porodzie, a macocha wolała swoje dzieci od niej. Nie mogła też poślubić swojego ukochanego, który ożenił się z jej siostrą. Na szczęście poznała Mahmuda. Jednak jak już pisałam, nie dane im było wspólnie się zestarzeć. Sytuacja w kraju stała się napięta i wielu ludzi musiało z niego uciekać, by ujść z życiem.

Ta historia jest literacką fikcją, ale podobne przypadki zdarzają się każdego dnia. Ludzie uciekają z ogarniętego wojną kraju, by przeżyć i zapewnić swoim dzieciom lepsze życie. Nie wszyscy docierają do celu. Wielu z nich umiera.

Autorka ma to do siebie, że opowiada historię w bardzo realistyczny sposób. Wydawało mi się, że siedzę obok Feriby i słucham tego, co do mnie mówi. Książka nie należy do najcieńszych, ale połknęłam ją w ciągu jednego dnia. Opowieść Feriby wciągnęła mnie i musiałam dowiedzieć się, jak zakończy się jej wędrówka. Czułam strach kobiety i wraz z nią przeżywałam to, co się dzieje. Nadia Hashimi po raz kolejny zaczarowała mnie swoją opowieścią. Żałuję jednak, że niewiele, przynajmniej w moim odczuciu, poświęciła wątkowi dotyczącemu małżeństwa Feriby i Mahmuda. Chętnie czegoś bym się o nich jeszcze dowiedziała.

Wiem, że nie każdy z Was będzie w stanie przeczytać tę książkę. To trudna opowieść. Autorka pokazuje bowiem czytelnikom to, jak wygląda walka rodzin z krajów ogarniętych wojną o przetrwanie. Niczego nie koloryzuje, szokuje i zmusza do przemyśleń. Na pewno na długo będę miała tę powieść w pamięci. Polecam.

Nadia Hashimi
Kiedy księżyc jest nisko
Wydawnictwo Kobiece
Białystok 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Kobiecemu.

"Tytany" już w sprzedaży!

Moi Drodzy!
Na naszym rynku wydawniczym pojawiła się najnowsza książka Victorii Scott, autorki cyklu Ogień i woda. Co tym razem na Was czeka?

"Odkąd tytany pojawiły się w Detroit, świat Astrid Sullivana obraca się wokół tych pół koni, pół maszyn, które dosiadane przez dżokejów startują w morderczych i emocjonujących wyścigach. Wraz z najlepszą przyjaciółką dziewczyna spędza wiele godzin na torze. Fascynują ją nie tylko emocje związane z wyścigami, ale też to, jak bardzo te zaprogramowane, półmechaniczne stworzenia wydają się prawdziwe. Astrid marzy, by kiedyś dotknąć jednego z nich.…ale też trochę ich nienawidzi. Jej ojciec stracił wszystko na zakładach bukmacherskich. Dziewczyna widzi też przepaść między bogatymi dżokejami, których stać na kosztowne maszyny do jazdy, a jej przyjaciółmi i sąsiadami, którzy czasem ostatnie pieniądze stawiają w zakładach, licząc na łut szczęścia.
Ale kiedy Astrid ma szansę wystartować na jednym z tytanów w derbach, postanawia zaryzykować wszystko. Ponieważ dla dziewczyny stojącej po złej stronie toru wyścigi to coś więcej niż szansa na sławę i pieniądze. To także heroiczna walka o lepszą przyszłość."

Jesteście ciekawi, czy książka jest równie dobra jak dwie poprzednie? Przekonajcie się sami i poszukajcie jej w księgarniach. Czekajcie też na moją recenzję, która pojawi się niebawem :)

Przedpremierowo! Andrzej Kowalski "ASSA"

Jak dobrze wiecie, lubię historie ze zbrodnią w tle. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok książki, w której jest trup emerytki. Listonosz usłyszał strzały, nigdzie jednak nie widać po nich śladów. Jakim cudem?

Śledztwem kieruje Malena Marklund, żona Daniela, artysty, który otrzymuje zadanie wykonania kopii zaginionego podczas wojny obrazu. Szybko okazuje się, że sprawa jest bardziej skomplikowana. Jakie tajemnice kryją bohaterowie? Kto stoi za zbrodniami?

Przyznam szczerze, że na początku miałam problemy z wgryzieniem się w lekturę. Autor zastosował w swojej powieści zabieg retrospekcji i trochę czasu zajęło mi zanim ogarnęłam to, co się dzieje. Później wciągnęłam się w historię i pochłonęłam książkę w kilka godzin.

Autor wprowadził w powieści kilka wątków pobocznych. Na szczęście udało mu się zgrabnie je poprowadzić. Bałam się chaosu, niepotrzebnie. ASSA jest przemyślana od początku do końca.

Nie do końca przemówiły do mnie szwedzkie klimaty. Jakoś bardziej podobało mi się w Polsce. Nawet bohaterowie byli tu sympatyczniejsi, przynajmniej w moim odczuciu. Malena mnie od siebie skutecznie odpychała. Więcej sympatii żywiłam do Daniela, choć i on w pewnym momencie zalazł mi za skórę.

To całkiem niezła książka. Możecie śmiało po nią sięgnąć, jeśli lubicie historie z trupem w tle. Nie będziecie raczej żałować.

Andrzej Kowalski
ASSA
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2016

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Wydawnictwu Novae Res.
Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka